środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 101 (Sezon III)

,,Złość nie jest zła. Jest ludzka. I mija po pewnym czasie" - nawiązanie do III sezonu bloga.

*Oczami Narratora*
<Dwa dni później>
-Hallo?-podniósł słuchawkę wsłuchując się dokładnie w każde słowo wypowiedziane przez Nico. Tamten jak zwykle szybko się rozłączył. Kobieta spojrzała na niego wyczekująco.
-Nie uwierzysz-powiedział zdziwiony.
-Błagam... Powiedz, że nareszcie mamy immunitet-odezwała się błagalnym tonem. Miała już dosyć. Siedzieli tu prawie rok. Przynajmniej tak im się zdawało...
-Dostaliśmy-powiedział ze łzami w oczach i mocno ją do siebie przytulił...
*Oczami Laury*
<Również dwa dni później>
-Samolot o której?-spytałam lekko zaspana. Ledwo co wstałam z łóżka. Jak zwykle zostałam obudzona. Przez jednego osobnika z blond czupryną... Ciekawe któż to?
-O dziewiątej-uśmiechnął się. Ja go dzisiaj chyba uduszę.
-Zdajesz sobie sprawę, że jest ósma trzydzieści?-spytałam wkurzona.
-No i?-spytał nie rozumiejąc.
-Mam piętnaście minut, aby się wyszykować! Bo drugie piętnaście przeznaczam na dojazd!-krzyknęłam i wyrzuciłam go z pokoju. Szybko zabrałam się za ubieranie, malowanie i robienie innych rzeczy, na które zostało mi... Teraz pięć minut...
*Oczami Vanessy*
-A gdzie młoda?-spytałam patrząc na telefon, który wskazywał godzinę ósmą czterdzieści.
-Jeszcze się szykuje-powiedział rozbawiony Ross.
-Mogłeś ją obudzić wcześniej-powiedział Riker.
-Po co? Teraz jest zabawnie! Gdybyście widzieli jej minę, jak się dowiedziała która jest-zaśmiał się ponownie. Chłopcy w zasadzie się śmiali, ale mnie, Rydel i Mai nie było do śmiechu.
-Wy nie wiecie ile kobieta potrzebuje, aby się wyszykować-powiedziałam lekko zła.
-Wiemy. Dlatego fajnie było zobaczyć jej minę-a Ross nadal swoje.
-Teraz jak się spóźnimy winę zwalamy na ciebie-powiedziała wkurzona Rydel. Teraz już nikt się nie śmiał. Czekaliśmy na Laurę, mając nadzieję, iż ta się nie spóźni...
-Już jestem!-krzyknęła zdyszana Laura ciągnąc za sobą walizkę. Jedną, niedużą walizkę.
-W tym się upakowałaś?-spytałam.
-A co? Masz jakiś problem?-wdziałam wyraźnie, iż jest zdenerwowana. Dlatego nic nie mówiąc wyszliśmy z domu Lynchów.
*Oczami Narratora*
-Daleko jeszcze?-spytała przejęta.
-Nie. Nie daleko. Jakieś pięć kilometrów i będziemy-odpowiedział z lekkim uśmiechem.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę. A właściwie czemu dostaliśmy immunitet?-spytała.
-Nie żyje-odpowiedział normując oddech.
-Czyli już nic nam nie grozi?-spytała z nadzieją w głosie.
-Już nic. Wyjechali. Nie znajdą nas. Już nie.
-A jak ich nie będzie w domu?-spytała po raz kolejny się martwiąc.
-Jak nie będą, to zrobimy wszystko, by ich odszukać. Wszystko-powiedział patrząc jej w oczy, po czym znów spojrzał na drogę. Resztę jechali w ciszy.
*Oczami Laury*
<Samolot>
-Nadal się do mnie nie odzywasz?-spytał rozbawiony. Czemu akurat muszę siedzieć z nim? Już wiem! Bo Mais siedzi z jakąś staruszką.
-Bawi cię to?-spytałam zła.
-Bardzo-ponownie się zaśmiał.
Spojrzałam się na szybę i cicho westchnęłam. Ledwo co przez niego się wyrobiłam. Ale chyba nie będę strzelać focha jak mała, pięcioletnia dziewczynka, co nie? No bo tak nie można...
-Nadal jesteś obrażona?-spytał już normalnie.
-Nadal? To znaczy, że pierw musiałabym być obrażona-powiedziałam nadal zapatrzona na chmury.
-A nie jesteś?-podłapał.
-Może-postanowiłam się trochę podroczyć. Nie lubię od razu rzucać się w ramiona i udawać, że nic nie było. Chociaż z drugiej strony rzeczywiście nic nie było. Po prostu późno mnie obudził, a ja wielkie halo robię.
-To w takim razie nie muszę cię przepraszać?-spytał z nadzieją.
-Tego nie powiedziałam. Byłoby miło-dodałam po chwili.
-W takim razie przepraszam cię zacna niewiasto. Uczyń mi ten zaszczyt łaskawa pani i wybacz mi me przewinienie, które może i wielkie nie było, ale jednak zasługuje na potępienie. Dlatego znajdź dla mnie chodź trochę łaski i okaż mi ją, bo ma skrucha jest prawdziwa-powiedział starodawnym tonem, przez co się zaśmiałam.
-Prosisz o łaskę?-spytałam patrząc na niego.
-Tak. Proszę o kawałek łaski-powiedział również na mnie spoglądając.
-Ta. Ukroję ją i dam ci ten kawałek, o który prosisz. Może być jedna czwarta?-spytałam rozbawiona.
-Hahaha-udawał, że się śmieje.
-No co? Prosiłeś o kawałek, nie wiem, czy zauważyłeś.
-Przejęzyczyłem się-dodał po chwili.
-I co z tego? Wyszło przekomicznie-zaśmiałam się. Teraz to oboje śmieliśmy się razem. Ja z niego, on ze mnie... Co ja z nim mam...
*Oczami Narratora*
-To tu?-spytała nie pewnie.
-Tak. Zamknięte. Nie ma ich-powiedział zaskoczony.
-Nie zobaczymy ich?-spytała zmartwiona.
-Musimy ich odszukać. Pamiętasz Williama?-spytał patrząc na nią.
-Ten tajny agent?-powiedziała próbując sobie przypomnieć.
-Bingo. On ich znajdzie. Namierzy. Musimy być przed nimi, rozumiesz?-spytał patrząc na nią.
-Wiem.
-To nie są żarty. To nie są żarty-powtórzył, po czym wybrał numer do Willa...
*Oczami Laury*
-Już jesteśmy-powiedział Ross.
-Przysnęłam?-spytałam przecierając oczy.
-No... Może trochę-powiedział lekko uśmiechnięty.
-To tu-spytałam patrząc na widok za oknem.
-Tak. A teraz chodź do reszty-powiedział po czym poszliśmy razem.
Wyszliśmy na zewnątrz, a mi już się spodobało. Te stroje Japońskie i ta ich kultura... Jak to fajnie wszystko wyglądało!
-No, więc młodzi - mamy plan wycieczki-powiedziała Vanessa.
-Co?-spytałam zdziwiona.
-Jak wy gdzieś wybyliście zrobiliśmy plan wycieczki. Od tej pory ty i Ross nigdzie nie idziecie sami, ale z naszą całą grupą-dodała Rydel.
-Serio?-spytał Ross.
-A coś wam nie pasuje?-spytał Riker.
-Tak. Kilka rzeczy. Po pierwsze jeżeli w planie wycieczki pomagał Rik, to wiem, że będzie bardzo nudno. Po drugie z grupą jest wolniej, a po trzecie my mamy swoje atrakcje-powiedział Ross.
-Nie układam nudnych planów, a czy wam się to podoba czy nie idziecie w grupie-powiedział oburzony Riker.
-Ross... Wszystkie kraje, w jakich byliście, a nawet można doliczyć nasz dom w promieniu pięciu kilometrów, ty i Laura chodziliście sami. Wiemy, że ty zawsze masz jakiś fajny pomysł, ale daj się wykazać innym i zintegrujcie się z grupą. Wiesz jak to wygląda? Same chodzą tylko pary, a wy się święcie wypieracie tego. Ale mimo to, dajecie innym powody, do tego, by was za parę brali-powiedziała Vanessa. Spojrzałam na niego. Westchnął cicho.
-Ale wasze plany są zapewne nudne-powiedział Ross.
-Mamy zamiar spędzić tu jakieś dwa tygodnie. Ale mamy zaplanowane tylko sześć dni. Zaplanujcie z Laurą, gdzie chcielibyście pójść bądź pojechać w ostatni dzień tygodnia-powiedziała Rydel.
Spojrzeliśmy na siebie i uśmiech od razu wszedł nam na twarz. Zgodnie więc odpowiedzieliśmy:
-Bajeczny ogród, Kwachi Fuji.
-To może na sam koniec. Ale wcześniej możemy pojechać w podobne miejsce-powiedział Riker.
-W jakie?-spytał Ross.
-Hitsujiyama Park-powiedział dotąd milczący Ell.
-Okey-powiedział lekko zawiedziony Ross.
-A co robimy jutro? Bo dziś chyba nie będziemy zwiedzać-spytałam lekko uśmiechnięta.
-Masz rację, dziś nie zwiedzamy, tylko odpoczywamy. Na jutro mam szczególną atrakcję - Hokkaido-powiedziała Rydel.
-Jak fajnie-powiedziała Maia.
Zapowiadają się naprawdę miłe dwa tygodnie.
***
Znów długi rozdział :) Jak wam minął ten czas? Hmm? Ja przez pierwsze trzy dni pisałam ten rozdział. A potem stwierdziłam, że za dużo wam powiem ^^. Raura zbliża się coraz bardziej. Może Ross zakocha się w mieszkance Japonii? ^^ (Nie chciałam użyć słowa Japonka xD)
Cóż... Jestem, bardzo, bardzo, bardzo wdzięczna za nowych obserwatorów! Teraz liczba na moim bloggerze wynosi 61 OBSERWATORÓW!!! Wow! A pod poprzednim rozdziałem było aż 35 wspaniałych komentarzy! Jesteście kochani :D
Wyprowadzę was z błędu i od razu napiszę, że rozdział nie jest prezentem noworocznym czy coś. Ten sezon zaczęłam dziś, bo zatęskniłam za wami <3
Dziękuję wam za wsparcie :)
Wiedzieliście, że niedługo będzie film A&A? ^^
A widzieliście na insta, jak jakaś dziewczyna oskarżyła Rossa, że jest z nim w ciąży? xD Ross stwierdził, że ona jest poważnie chora... XD
Do napisania! :****

czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 100 ♥❤♥

NOTECKA
*Oczami Laury*
Widziałam jej ciało. W kącie w pokoju. Ale widok był straszny...
Maia cała się trzęsła, jakby miała jakiś atak. W dłoni trzymała jakąś fotografię i ciągle coś powtarzała. Sama nie wiem co, bo byłam jeszcze zbyt daleko by usłyszeć. Kropelki potu na jej czole świeciły się w blasku światła. Włosy miała w nieładzie. Ręce nadal drgały. Nogi też...
Za jej tymczasową odzież służyła piżama. Mais przytulała do siebie wielkiego, białego misia i trzymała fotografię. Słowa, które cicho wypowiadała... Wyglądało to, jakby śpiewała kołysankę. Z Rossem staliśmy jak wryci nie mogąc wydusić słowa.
Po krótkim czasie odezwał się Ross:
-Mais? Mais?-pytał podchodząc bliżej. Szłam tuż za nim. Nadal nie mogłam dostrzec, kto znajduje się na fotografii.
-Maia? Co jest? Co się stało? Co mówisz?-spytał Ross. Zero odpowiedzi. Tylko Maia nadal siedziała wpatrzona w jeden punkt i mówiła coś.
-,,To powinnam być ja, nie ty..."-tyle usłyszałam z jej głosu. Cichutko w kółko powtarzała to i coś jeszcze.
-Kto jest na tym zdjęciu?-spytał Ross. Dopiero teraz Maia jak na zawołanie spojrzała na niego.
-,,Razem na zawsze..."-spuściła wzrok i kontynuowała swoje słowa.
-Co jej jest?-spytałam Rossa. Pierwszy raz panicznie bałam się Mai. Że może mi coś zrobić. Że jest nieobliczalna. To zdarzenie wyglądało jak z jakiegoś horroru. Dziewczyna przytula misia, kołysze się na boki drżąc, śpiewa coś, a potem rzuca się na ludzi obok.
A może mam za bujną wyobraźnię?
-Te słowa, które wypowiada to było to, co mówiła kiedyś do Rylanda. Zawsze mieli być razem-powiedział cicho Ross.
-A te wcześniejsze? To miałam być ja?-spytałam.
-To powinnam być ja-poprawił Ross-Chodzi o tę katastrofę. Wolałaby sama zginąć niżeli widzieć trupa Rylanda.
-Mais-zwróciłam się do niej, kucając bliżej jej drgającego ciała-Wszystko będzie okey...-nie dokończyłam, bo jak na zawołanie przestała się trząść, spojrzała na mnie i powiedziała:
-Nic nie będzie okey... Już nic nie będzie takie samo!-krzyknęła zanosząc się płaczem. Po chwili zaczęło jej brakować tchu. Spanikowana nie wiedziałam, co robić. Ja i Ross szybko ją przytuliliśmy i głaszcząc ją po plecach powiedziałam:
-Wszystko będzie okey... Już będzie dobrze.
Po chwili zaczęła się uspokajać, a ja dopiero zobaczyłam fotografię, którą trzymała. Była na niej ona i Ryland, a samo zdjęcie było podpisane: ,,BFF's Forever <3"...
*Oczami Vanessy*
-A może powinniśmy się martwić?-spytała Rydel.
-Możliwe. Ale co... Nawet nie wiemy, gdzie ich szukać-powiedziałam zrezygnowana. Plan wycieczki został ustalony, ale zaczęliśmy się martwic teraz o młodych.
-Może poszli na spacer?-spytał Riker.
-Wybiegli jak strzała. Coś bardzo im się spieszyło-powiedział Ell.
-Coś za szybko-powiedziała Rydel.
-A co jak oni tak... Uciekli?-spytał Ell.
-Głupi jesteś-powiedziała Rydel z przekąsem-Niby po co mieli to robić. Pierw proponują wycieczkę, a potem uciekają-dodała.
-No właśnie!-powiedział Ell. Tyle, że on potwierdził jej ironię, której nie załapał. Rydel pacnęła się w czoło.
-Może chodźmy ich poszukać?-spytał Rik.
-A co z Mais? Kto z nią zostanie?-spytałam.
-Może chodźmy do niej?-spytała Rydel.
-Że wszyscy?-spytał Ell.
-A czemu by nie? Może się ucieszy, że nas zobaczy wszystkich razem-powiedział Riker.
-Raczej przerazi. Przecież wiesz jak ona przeżywa swoje cierpienia-powiedziała Rydel.
-To niech zacznie je przeżywać inaczej-powiedział Ell.
-Prędzej odzwyczaisz się od żelków niż ona będzie przeżywać inaczej cierpienie-powiedziała Rydel.
-Dobra spokój-powiedział Riker-Nasze kłótnie nie odpowiedzą nam na pytanie gdzie jest Ross i Laura.
-Jedyna twoja mądra wypowiedź w tym dniu-powiedziała Rydel.
-Coś sugerujesz?-spytał Riker patrząc na swoją siostrę podejrzliwie.
-Tak. Dokładnie-powiedziała jakby to było na porządku dziennym.
-Dobra! Przestańcie się kłócić!-wybuchnął Ell. Jak dobrze... Myślałam, że ja to zrobię.
-Ell ma rację. W ogóle to mamy takie magiczne przedmioty, które istnieją od dawna i nazywane są telefonami mózgi-powiedziałam ze śmiechem.
-To... Dzwonimy do nich?-spytał Riker.
-Nie wiesz? Będziemy sobie robić zdjęcia-powiedziała Rydel z ironią przez co wywołała kolejną kłótnie. Teraz ani ja, ani Ell nie ingerowaliśmy. Po prostu zadzwoniłam do mojej siostry...
*Oczami Laury*
Po chwili zadzwonił mój telefon. Postanowiłam go nie odbierać, co oczywiście zauważyła Mais.
-Nie odbierzesz?-spytała.
-Jak kocha, to poczeka-zaśmiałam się. Na delikatną cerę Mais również wdarł się uśmiech.
-Dziękuję, że przy mnie jesteście-powiedziała z delikatnym uśmiechem.
-To my powinniśmy ci dziękować-powiedział Ross.
-Za co?-spytała/
-Właśnie za to samo-odpowiedziałam z uśmiechem. Po raz kolejny w dzisiejszym dniu Maia również się uśmiechnęła.
Usiedliśmy na jej łóżku. Po chwili znów zaczął dzwonić telefon. Tym razem Rossa.
-Nie martwcie się, ja też nie odbiorę-powiedział Ross odrzucając połączenie.
-Pewnie to z dołu was wołają. Martwią się-powiedziała Maia.
-Niech się trochę pomartwią. Ty jesteś ważniejsza-powiedziałam z uśmiechem.
-Jesteście kochani-przytuliła nas obojga. Po chwili nasze telefony znów dzwoniły, ale tym razem już się w ogóle tym nie przejmowaliśmy.
*Oczami Vanessy*
-Nie odbierają!-krzyknęłam wchodząc do salonu.
-Kto?-spytała Rydel.
-Gdybyście się nie kłócili, to byście wiedzieli-powiedziałam zła.
-O Rossa i Laurę nam chodzi-powiedział Ell.
-Jak to nie odbierają?-spytał Riker.
-Normalnie! Nie wiesz, co to znaczy nie odbierać telefonu?-spytałam zła.
-Vanessa...-powiedział po czym podszedł i mnie przytulił.
-Martwię się-powiedziałam ze strachem.
-Wiem... Ja też... Ale oni się dorośli. Znajdą się, tak?-spytał patrząc mi w oczy.
-Tak-powiedziałam, a raczej szepnęłam, po czym się w niego wtuliłam.
*Oczami Narratora*
-Kiedy do nich jedziemy?-spytała.
-Nie wiem. Może jak trochę sprawa ucichnie. Wiesz przecież, że nie możemy się narażać, tak?-spytał mężczyzna. Siedzieli teraz razem w salonie. Czekali na jakąkolwiek wiadomość od Nicolasa. Ale on jakoś się nie odzywał. Byli od nich sporo kilometrów.
-Ale jak Nicolas zadzwoni, to od razu jedziemy?-spytała z smutkiem i nadzieją. Nadzieję żywiła, że zaraz jej odpowie twierdząco.
-Tak. Obiecuję ci to-powiedział po czym uśmiech wdarł się na jej twarz.
-Chciałabym już ich zobaczyć. Za długo się nie widzieliśmy-powiedziała zmartwiona.
-Wiem. Ja też tęsknię, ale tylko się dowiem, że możemy jechać, to od razu jedziemy-pokrzepił ją swoim pewnym tonem głosu i lekkim uśmiechem.
-Miejmy nadzieję, że szybko zadzwoni.
-Powiedział, że odezwie się jeszcze w tym tygodniu. Musimy tylko czekać...
*Oczami Laury*
-Mais? Pamiętasz jak mówiłaś, że chcesz zwiedzić Japonię?-spytał Ross.
-Tak? I co z tego?-spytała.
-Ja i Laura oraz reszta rzecz jasna chcielibyśmy tam pojechać. Jeszcze w tym tygodniu-powiedział Ross z uśmiechem na twarzy.
-Kiedy dokładnie?-spytała.
-Jeszcze pojutrze-powiedziałam uśmiechnięta.
-To fajnie-uśmiechnęła się lekko.
-Razem pozwiedzamy i mamy nadzieję, że chociaż na chwilkę zapomnisz o tej tragedii-powiedział Ross.
-Ja też mam taką nadzieję. Myślicie, że mi się uda?-spytała z nadzieją.
-Oczywiście! Jesteś silna-powiedziałam z uśmiechem po czym przytuliłam ją mocniej.
-To teraz tylko muszę się spakować.
-Okey. Zostawić cię samą?-spytał Ross.
-No raczej-odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Spojrzała na nas wyczekująco, po czym znów się zaśmiała i nas mocno przytuliła-Dziękuję raz jeszcze-szepnęła nam do ucha.
-To my dziękujemy-powiedziałam.
Po chwili oderwaliśmy się od niej i (przekręcając klucz w zamku i otwierając drzwi) zeszliśmy na dół. A tam czekała na nas niespodzianka.
-Gdzie wyście byli!-krzyknęła Vanessa, kiedy tylko zobaczyła nas w progu.
-Patrz Ross, jakie miłe powitanie-powiedziałam z cynicznym uśmieszkiem, a Vanessa na te słowa aż zakipiała ze złości.
*Oczami Narratora*
-Nicolas?-odebrał telefon. Po drugiej stronie słuchawki odezwał się głos. Przekazał potrzebne informacje i rozłączył się.
-Coraz krócej gadacie-powiedziała.
-Tak. Dlatego, że musi co chwilkę wyrzucać telefon. Namierzają sygnał.
-I co powiedział?-spytała z nadzieją.
-Jeszcze nie możemy. Niestety nie mamy immunitetu-powiedział lekko podenerwowany.
-A kiedy go dostaniemy?-spytała wyczekująco.
-Nie wiem. Odezwie się jutro. Jak do jutra nie będziemy mieli immunitetu to uwierz mi - posiedzimy tu znacznie dłużej-powiedział podłamany...
***
To chyba najdłuższy rozdział w mojej historii! :) Chciałam was poprosić, abyście wszyscy, którzy czytają tego bloga skomentowali ten rozdział. Bardzo mi na tym zależy, bo robię sobie małą przerwę :) W końcu setny rozdział! Dlatego bardzo was proszę - jak chociaż troszkę mnie lubicie, to skomentujcie ten rozdział :) Wszyscy którzy czytają :) Muszę też wam się do czegoś przyznać - w życiu prywatnym bardzo nie lubię Mai Mitchell :D Niestety... Dlatego wiadomość o TBM2 przyprawiła mnie o złość... 
Jeszcze raz proszę o komentarze i zostało mi tylko powiedzieć:
Do zobaczonka w styczniu!!!

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 99

*Oczami Laury*
(...) Drzwi były zamknięte.
-Maia? Otwórz-powiedział Ross. Widziałam w jego oczach, że boi się, że Mais coś się stało.
-Mais... Proszę... Otwórz te drzwi-powiedziałam z tym samym strachem, co mój przyjaciel.
Ale z jej strony nie było odzewu. Naprawdę zaczęliśmy się martwić. A co jak sobie coś zrobiła? A co jak... Jak... Nawet nie chcę myśleć o kolejnym pogrzebie.
-Maia... Otwórz-powiedział Ross. Oboje patrzyliśmy w drzwi, które były cały czas zamknięte. W środku nie było słychać ni żywej duszy. Baliśmy się o nią.
-Jest jakieś inne wejście?-spytałam.
-Chodź na dwór. Zobaczmy, czy ono jest otwarte. W szopie mamy drabinę, jakby co-powiedział Ross. Szybko zbiegliśmy ze schodów i pomijając pytania przyjaciół, dokąd się wybieramy, szybko wybyliśmy na dwór.
-Otwarte-powiedział Ross z nieudawaną radością.
-Gdzie ta drabina?-spytałam.
-W szopie. Chodź-powiedział i zaprowadził mnie do jakiegoś miejsca.
-Powiedz tylko, że jest otwarta-powiedziałam już lekko zmęczona dzisiejszym dniem.
-Ona zawsze jest otwarta.
Ross szybko wyciągnął drabinę i podstawił pod otwarte okno do pokoju Mai. Szybko weszliśmy po niej oboje (nie licząc tego, że mam lęk wysokości i panicznie boję się wchodzić po drabinie). Rozejrzeliśmy się po pokoju.
-Nie ma jej-powiedziałam zdziwiona.
-Na pewno tu jest-powiedział Ross. Po chwili w kącie zobaczyliśmy ciało Mai...
*Oczami Vanessy*
-A oni gdzie poszli?-spytałam zdziwiona.
-Nie wiem. I chyba nie chcę wiedzieć. Oni żyją we własnym świecie-powiedziała Rydel.
-Tak jakby Autyzm mieli-powiedział Riker.
-A co jak oni mają?-spytał Ellington. Spojrzeliśmy na niego jak na nie powiem kogo.
-Tak. Mają Autyzm-powiedziałam z ironią.
-Skąd wiesz, że nie?-odpowiedział na moją ironię.
-Czytałeś kiedyś o Autyzmie? Nie? A jak tak i to dużo. Oni nie mają Autyzmu!-powiedziałam wkurzona.
-Dobra! Wyluzuj-powiedział Ell. Chyba się trochę przestraszył.
-Dobra. Czy my zawsze musimy spadać na takie głupie tematy?-spytała Rydel.
-To o czym chcesz rozmawiać?-spytał Riker.
-Może o naszej wycieczce? Zróbmy chociaż raz porządny plan wycieczki i trzymajmy się go, co?-spytałam.
-Mnie tam pasuje-mój mąż mnie poparł.
-No to mamy dwa głosy. Ktoś jeszcze?-spytałam.
-Skoro Riker w to wchodzi to ja też-powiedział Ell.
-Nawet o zwykłym planie wycieczki gadacie jak o jakiś interesach nieczystych-powiedziała Rydel łapiąc się za czoło. Muszę przyznać, że komicznie to wyglądało.
*Oczami Narratora*
(Chyba pierwszy raz w życiu o-O ~ od Autorki)
-To jak myślisz? Kiedy ich spotkamy?-spytała. Nic się nie zmieniła. Zawsze konkretna i pozytywnie nastawiona.
-Skąd wiesz, że w ogóle to się stanie?-spytał mężczyzna.
-Jak to skąd? Trzeba być optymistą! Ile tośmy ich nie widzieli? Ze dwa lata? Może z rok?-spytała. Ciągle ta sama. Piękna i optymistyczna. Ideał kobiety.
-Mam nadzieję. Chciałbym mieć tyle optymizmu co ty-odpowiedział na jej słowa.
-Czasem mam wrażenie jakbyśmy znali się dłużej niż te dwadzieścia cztery lata-powiedziała z uśmiechem. Kochał ten uśmiech.
-Może znamy się jeszcze dłużej?-spytał z uśmiechem.
-Może. Któż to wie? Myślisz, że mnie pozna? Dużo się nie zmieniłam, co?-spytała patrząc na niego z lekkim uśmiechem.
-Nie zmieniłaś się wcale. Wciąż jesteś ideałem kobiety. Wciąż jesteś najpiękniejszą, jaką znam-powiedział do niej z uśmiechem.
-Ty też się nic nie zmieniłeś -zaśmiała się.
-To miał być komplement czy ironia?-spytał.
-Weź to za co chcesz. Muszę sobie przygotować mowę-powiedziała wyciągając jakąś kartkę.
-Mowę? Serio? Nie lepiej mówić prosto z serca?-spytał.
-Nie mów, że ty nie chcesz się pierw przygotować-zaśmiała się. Po raz kolejny w tym dniu. Rzadko to robiła, ale radość z niej wylatywała akurat dziś. Wyjątkowo. Na samą myśl, że ich spotka. Przecież minął już prawie rok.
-Nie chcę. Chciałbym, aby to spotkanie było najważniejszym w moim życiu. W końcu jak Sasha jest już w więzieniu, a David nie żyje, to mogę im opowiedzieć troszkę. Przecież znałem ją i Davida na wylot. Do dziś nie wiem, kogo zabił David. I za co został zabity. I czemu Sasha jest w więzieniu. Ale obiecuję ci moja droga - na pewno się dowiem-powiedział po czym przytulił kobietę...
***
(A ja już od rana na kompie... Uwaga: jest na moim zegarku 8:44 xD)
Hejka! Rozdział krótki, wiem i przepraszam za to. Ale za to tajemniczy ^^. Zapewne nie wiecie nic o tym, o kim mówił narrator. Nie martwcie się - oni nikogo nie zabiją (chyba xD). A co z Mais? Lau tak mało wam powiedziała :/ Aj nie dobra Lau! Hehe :D Mam dziś dobry humor, dlatego rozdział wyszedł taki, jaki wyszedł :) Pozdrawiam serdecznie i całuję :***
Do napisania!
I jeszcze jedno: Patata... Ty medium jesteś, czy co? Szkąd wiedziałaś xD Jaka ja przewidywalna... Albo ty za mądra ;3 Skłaniam się ku drugiej wersji xD

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 98

*Oczami Laury*
-Przepraszam-powiedział spuszczając głowę i oddalając się ode mnie.
-Za co?-spytałam nie rozumiejąc.
-Za to, że zamiast cię pocieszać się rozklejam. To ty potrzebujesz wsparcia-powiedział pewnie.
-Ross, nie jesteś cyborgiem bez uczuć i nie powinieneś tak robić. Ja... To znaczy... Mi już przeszło. A tobie nie-powiedziałam ze smutkiem w oczach.
-Mimo wszystko to i tak ja nie powinienem był wyrażać swoich uczuć-nadal utrzymywał przy swoim.
-Jak chcesz. Ale jesteśmy przyjaciółmi, więc nie powinieneś nic ukrywać. Nawet uczuć-ja też byłam pewna swego.
-Nie ukrywam. Mam małą żałobę i to wszystko.
-Tak. Wmawiaj sobie. Pamiętasz na pewno jak Spenc umarła. To znaczy została zamordowana. Wtedy wpadłeś na pomysł, abyśmy wyjechali. Mieliśmy wyjechać do Paryża i wyjechaliśmy. To teraz może też gdzieś wyjedziemy-powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Tak? A co jak znów dopadnie mnie taki stan, jaki mam obecnie?-spytał.
-Czyli?
-Czyli znów się rozkleję. I to na oczach wszystkich-powiedział zażenowany.
-Największym więzieniem w jakim żyją ludzie, to strach przed tym, co powiedzą inni-odpowiedziałam na jego słowa. Spojrzał na mnie. W jego oczach był żal (z dedykiem dla Dagi xD ~od autorki). Ciemne tęczówki wyrażały ból. Jakby pytały, dlaczego akurat taka tragedia go spotkała. Mimo to, uśmiechnął się lekko do mnie.
-Japonia?-spytał.
-Japonia-odparłam z lekkim śmiechem i zbiegłam na dół, aby poinformować resztę o planach.
*Oczami Rydel*
Nadal między nami panowała ta cisza. Krępująca zresztą. Nagle ktoś zaczął zbiegać po schodach. Zobaczyłam kątem oka, że jest to Laura. Stanęła w drzwiach i również nic nie mówiła. Po chwili jednak powiedziała:
-Ta cisza jest ogłuszająca-zaśmieliśmy się cicho.
-Coś się stało?-spytała Vanessa.
-Tak. Wpadłam na pewien pomysł-powiedziała uśmiechnięta.
-Jaki?-spytał Riker.
-Lecimy do Japonii. Wszyscy-powiedziała uśmiechnięta.
-Co?-spytałam zszokowana. W końcu nie co dzień słyszy się nowinę, że lecimy gdzieś bardzo daleko.
-Pamiętacie zapewne, że jak Spenc umarła, to polecieliśmy do Paryża, co nie? I lepiej znieśliśmy jej śmierć-Lau nie skończyła, bo przerwał jej Ell.
-Chcesz abyśmy się dobrze bawili, kiedy nasz brat nie żyje?
-Nie. Chcę, abyśmy wszyscy mniej myśleli o ich śmierci. Myślenie o przeszłości, to jak ciągłe czytanie pierwszego rozdziału książki. Jak nie przestaniesz czytać tego pierwszego, to nigdy nie pójdziesz dalej i nie dowiesz się, co miało być-powiedziała Laura. W sumie ma rację...
-Ja się pisze-powiedziała Van z uśmiechem do swojej siostry.
-W takim razie ja też-powiedział zgodnie Riker.
-Mamy jakiś wybór?-spytałam z lekkim uśmiechem patrząc na mojego męża.
-Raczej nie-zaśmiał się.
-To ja idę po Rossa-powiedziała uśmiechnięta Laura i pobiegła na górę.
-Myślicie, że to dobry pomysł?-spytał niepewnie Ell.
-Raczej tak. W końcu życie toczy się dalej. Nie zatrzymuje w jednym punkcie-powiedziała Vanessa.
-To raczej oczywiste. Twoja siostra jest mądra-powiedział Riker.
-Tak. Nawet nie wiesz jak bardzo-Van się rozmarzyła.
-A co z Mais? Chyba jej tak nie zostawimy-powiedziałam smutna.
-Wydaje mi się, że Laura powinna z nią porozmawiać-powiedział Riker.
-A czemu?-spytałam zdziwiona.
-Laura ma na nią wielki wpływ, tak samo jak ona na Laurę. Dogadują się jak ja i Van-powiedział Riker.
-Lepiej niż Ross i Laura?-spytał Ell.
-Co ty. Aż tak daleko przyjaciółkami nie są. Przecież wiesz, że Ross i Laura to najlepsi przyjaciele i wystarczą im tylko spojrzenia by się zrozumieć-powiedziała Vanessa.
-I po tym, co powiedziałaś, nikt mi nie wmówi, że nie będą małżeństwem-powiedziałam roześmiana.
-Wiesz. Zawsze może pojawić się ktoś inny-powiedział Ell, a my spojrzeliśmy na niego jak na bałwana...
*Oczami Laury*
-Zgodzili się-powiedziałam szczęśliwa.
-A co z Maią? Rozmawiałaś z nią?-spytał Ross.
-Jeszcze nie. Liczyłam, że ty ze mną pójdziesz-uśmiechnęłam się szeroko.
-Ty i Maia od jakiegoś czasu macie większą więź-zaśmiał się.
-Może to i prawda, ale warto z nią porozmawiać. A że ty ją znasz dłużej, to w razie czego mi pomożesz.
-Wiesz. Maia jest bardzo uczuciowa. Jak z kimś się zaprzyjaźni, to mówi, że ma z taką osobą więź. Jak ta osoba odejdzie, Mais bardzo to przeżywa. RyRy był dla niej najlepszym przyjacielem, mimo, że młodszy. I kuzyn w dodatku. Ale najwięcej czasu z nim spędzała. Potem na krótko ten kontakt się urwał. A potem Ryland... On....-Ross nie mógł dokończyć.
-A potem umarł-powiedziałam smutna.
-Coś w tym stylu-powiedział spuszczając głowę.
-Jak często śmierć przyjaciół ją dotknęła?-spytałam.
-Zmarły trzy bliskie jej osoby. Ryland, Maia i Nina. Nasza daleka kuzynka. W zasadzie Mai. Taka piąta woda po kisielu.
-Mocno przeżywała jej śmierć?-spytałam.
-Aż za mocno.
-Myślisz, że... Że Mais...-spytałam z przerażeniem.
-Raczej nie...-powiedział Ross nie pewnie. Spojrzeliśmy sobie w oczy i jak torpeda wybiegliśmy do pokoju Mai...
***
Witajcie! Rozdział jak zwykle się pojawił :) Dziś jestem na bloggerze na krótko, więc od razu spadam :)
Rozdział z dedykiem dla wszystkich, który poprzedni skomentowali :D
Do napisania!
Czekam na komy i dziękuję za 15 pod poprzednim rozdziałem :DDDD

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 97

(Niespodzianka za to, że pod poprzednim rozdziałem było tyle komów *-*)

*Oczami Laury*
Minął tydzień od śmierci Rylanda. Cała rodzina była załamana. Nie dziwię się. Więc nasze plany zostały pokrzyżowane i wróciliśmy do Los Angeles na pogrzeb Naszej ukochanej dwójki.
Cóż... Pogrzeb był cztery dni temu. Od tamtej pory wszyscy razem przeżywamy żałobę. W domu Lynchów. Naprawdę mi przykro z ich powodu. Alex i Rocky nie mogli przyjechać na długo, więc znów wrócili do Londynu. Wczoraj. Za to Ell i Rydel chociaż zostali. Mais ciągle płacze i nie chce wychodzić z pokoju. Prosi, byśmy jej nie przeszkadzali. Ross mówi, że ona zawsze tak przeżywa żałobę. W swoim świecie.
Rydel nie może dojść do siebie. Ell ją wspiera i nie okazuje tego, że go naprawdę też to mocno ruszyło. Co do Rika i Van.... Oni oboje przeżywają to na swój sposób. Oglądają zdjęcia, na których był oraz słuchają jego ulubionych piosenek. Ross próbuje być przy mnie twardy, bo widzi jak cierpię i mnie wspiera. Szkoda tylko, że swoim kosztem...
Rikessa, bo tak ich nazwaliśmy, kupiła sobie mały domek i tam mieszkają. Rydellington też. A ja zamieszkałam w jednym z pokoi w domu Lynchów. W domu po tacie mam okropne wspomnienia związane ze Spencer.
-Jak się czujesz?-do mojego tymczasowego lokum wszedł Ross z jakimiś dwoma kubkami.
-To ja powinnam zadać ci to pytanie. Ja An nie znałam tak długo i nie miałam z nią takiej więzi jak ty i Ryland-powiedziałam smutna. Spuścił głowę i uśmiechnął się niemrawo.
-Może i tak. Ma dla ciebie gorącą czekoladę-podał mi kubek z zawartością.
-Dziękuję. A więc... Ja się czujesz?-spytałam patrząc na niego. Unikał tematu śmierci Rylanda jak ognia.
-Dobrze-powiedział mało przekonująco. Spojrzałam na niego z miną typu: ,,Mnie nie oszukasz"-No naprawdę!-powiedział na obronę.
-Akurat. Jestem twoją przyjaciółką. Możesz przecież powiedzieć mi wszystko-powiedziałam próbując go zachęcić.
-A co mam ci powiedzieć, Laura? Że jest mi przykro? Że strasznie cierpię?-spytał lekko zły.
-Dokładnie! Mów otwarcie o swoich uczuciach.
-Ale nie chcę. Ważne jest abyś ty się dobrze czuła. Moje uczucia zostaw tam, gdzie są-powiedział patrząc mi w oczy.
-Może czas je uwolnić?-spytałam delikatnie.
-To nie ma sensu...
-Ross. Daj spokój. Anastasia była moją przyjaciółką. No właśnie - była. Już jej nie ma. Mimo, że od jej pogrzebu minęły dopiero 4 dni, to i tak już nie cierpię tak bardzo. Ale ty tak. Nie duś tego w sobie-powiedziałam próbując go przekonać do wyrażenia swoich uczuć. Uśmiechnął się słabo. Jedna łza spłynęła po jego policzku. Nareszcie!
-Łzy są oznaką słabości-powiedział Ross chyba zauważając, że widzę to, iż on płacze. Szybko ją starł.
-Łzy są oznaką słabości, którą wykorzystują inni. Ale łzy też oznaczają bezsilność i ból, po stracie kogoś bliskiego-powiedziałam odstawiając kubek z czekoladą i łapiąc jego dłoń.
-Tak bardzo mi go brakuje-powiedział bezsilnie po czym mocno mnie przytulił...
*Oczami Vanessy*
-Naprawdę?-spytałam smutna.
-Tak. Już długo tu byliśmy. A te wszystkie rzeczy tak bardzo go przypominają-powiedziała blondynka ledwo powstrzymując łzy.
-Ja i Riker też chcieliśmy na początku stąd wyjechać, ale nie możemy-powiedziałam na jej słowa.
-A czemu?-spytał Ell.
-Młodzi nie mogą zostać bez nas. Martwilibyśmy się o nich-powiedział Riker.
-A Maia? Przecież ona mogłaby ich pilnować-powiedział Ell.
-Nie da rady. Jak byliby małżeństwem to sami by o sobie decydowali. Bez nas. Ale nie chcemy dopuścić do czegoś, czego by potem żałowali-powiedziałam stanowczo.
-Robicie im za przyzwoitkę. To słuszne-powiedziała Rydel.
-Chcę ich ochronić. Ale też bardzo zależy mi na tym, by nie zostali sami. By mieli kogoś do opieki-powiedziałam szczerze.
-Wiedzą?-spytał Riker.
-Nie mówiliśmy im. Baliśmy się reakcji Rossa-powiedział Ellington.
-Rozumiem. Sama nie wiem, jak to przyjmie. Też bym się bała-powiedziałam smutna.
-A co z Maią?-spytał Ell zmieniając temat.
-Nadal nie wychodzi z pokoju. Przykro nam z tego powodu, ale no cóż... Przeżywa to po swojemu. W końcu Ryland był dla niej jak młodszy brat. To z nim spędzała bardzo dużo czasu, a do Any zdążyła się już przyzwyczaić-powiedział Riker. W końcu to on ich dłużej zna, więc bardziej się udziela.
-Jak w Romeo i Julia... Oboje umarli. Tylko, że przez samolot-powiedziała Ryd.
-Nie przyrównujmy ich do jakiejś głupiej książki. Oni na zawsze zostaną w naszych sercach. A poza tym Rylan chodziłby załamany, jakby on przeżył, a Ana nie. Na odwrót też by tak było-powiedziałam bardzo smutna przypominając sobie tę żałość w jego oczach jak dowiedział się, że Ana nie żyje... Tego nie da się opisać.
-Może zmieńmy temat, co?-spytał Ell.
-Na jaki? Nie mamy żadnego innego. Śmierć naszych ukochanych przyjaciół jest teraz najważniejsza-powiedziała Rydel.
-Cieszę się, że Bera przynajmniej leciała innym samolotem. Tym wcześniejszym. A właśnie, co z nią? Nie było jej na pogrzebie...-powiedział Rik.
-Dzwoniła, że jej nie będzie. Załamała się totalnie-powiedział Ell.
-Szkoda jej. Szkoda ich wszystkich. Zresztą nie możemy się załamywać. Możemy przecież przeżywać po swojemu swoje cierpienia. Ale im więcej będziemy przeżywać przeszłość to w ogóle nie pójdziemy do przodu-powiedział Riker.
-Może naprawdę zmieńmy temat-powiedziałam smutna.
Teraz to nikt się nie odzywał. Nikt nic nie mówił. Była tylko cisza...
***
Hejka! Ten rozdział jest rekompensatą wczorajszego krótkiego oraz wdzięcznością za te 19 komów ^^ To dzięki nim napisałam dziś rozdział.
Co do świąt...
W święta oczywiście będą rozdziały. Muszę wam powiedzieć, że nie składałam wam życzeń, ani nie odpisywałam na wasze, bo nie obchodzę świąt. Żadnych. Dlatego proszę - nie składajcie mi życzeń, okey? 
Dziękuję za wasze dłłłłłłłłługie komentarze! Daga - tobie szczególnie :) 
Żeleczku... Tobie dedyk za te nasze e-maile :) xD
A złowieszcza Patka powraca... Cytuję: ,,Z rozdziałem poczekasz przynajmniej do poniedziałku". PONIEDZIAŁKU! Czy ty chcesz mnie aby wykończyć? ^^
Patataciątko... Te twoje niezasłużone uwagi :D Ja i dobre opisy? Przecież to ty jesteś mistrzem w opisach! Nikt cię nie pobije! Jesteś za genialna :*
Jeżeli macie jakieś pytania: piszcie w komach :) Odpowiem w notce :) Możecie nawet zadawać pytania dotyczące bloga. No nie wiem... Czy zginie ktoś jeszcze... Pisząc to wpadłam na genialną myśl ^^
Do napisania <3

piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 96

*Oczami Laury*
-Lau? Tu nic nie pisze-powiedział zdziwiony chłopak.
-No właśnie!-bardziej się rozpłakałam. Ale to były łzy szczęścia.
-To znaczy, że...-powiedział lekko uśmiechnięty.
-Że albo są w tej małej grupce ludzi ze zmasakrowanym paszportem, z którego nic nie wyczytali, albo leżą na górze-uśmiechnęłam się lekko.
-W takim razie chodź, jeszcze ich poszukamy-powiedział ujmując moją dłoń. Oddaliliśmy się od towarzystwa. Szkoda tylko, że w celu szukania zwłok...
-Laura? Czy Ana miała rude włosy?-spytał mnie zatrzymując się przy jakiś zwłokach.
-Nie pamiętasz? Płomienno-rude.
-Czy to w takim razie może być ona?-spytał mnie z niepewnością w głosie. Ten trup wyjątkowo był przykryty po samą głowę. Ale długie rude włosy, posklejane z krwią wystawały za białym materiałem.
-Odsłaniamy?-spytałam z drżącymi ustami. Ross podszedł i szybko ściągnął dany materiał. Wtedy to już na dobre się rozpłakałam. Ze szczęścia. To nie była moja Anastasia.
-Ale się wystraszyłam-powiedziałam jak się trochę uspokoiłam. Ross mocno mnie do siebie przytulił.
-Zostało jeszcze parę zwłok. Ale je oglądają...-Ross nie dokończył, bo ktoś zaczął przerażliwie krzyczeć. Tym kimś była Mais.
-Co się stało?-podbiegliśmy do jednego z martwych ciał.
-To Ana-powiedziała zapłakana.
-C-Co?-spytałam przez łzy.
-RyRy'ego tu nie ma, ale jest Ana. To jest ostatnie ciało-powiedziała ze smutkiem Vanessa.
Nie trudno się dziwić, że Maia tak zapłakała. Poznała się z Aną bliżej. Powiedziała, że jest jej przyjaciółką. A teraz ja zaczęłam ryczeć. Na dobre.
-Teraz trzeba znaleźć Rylanda-powiedział Ross-Lau chodź ze mną. Nie możesz tu przebywać-powiedział ze smutkiem w oczach. Pokiwałam mocno głową i wtulając się w niego poszłam.
Kolejne korytarze. Znów ta sama recepcjonistka. Ale tym razem rozpoznała nazwisko Lynch. Ryland Lynch.
Dołączyła do nas reszta. Szliśmy do sali 308. Pozwolili nam na chwilkę wejść...
Zmasakrowane ciało, wręcz czarne, jakby ktoś je pobił. Wszędzie na jego ciele były rany, a z niektórych jeszcze wypływała krew. Jedno oko spuchnięte i sine. Ponadto jeszcze pluł krwią.
-Pozwoliliśmy wam wejść, bo jego stan jest krytyczny, a sam człowiek przeżywa ogromne tortury, co wiąże się ze stanem agonii-powiedział lekarz-On już nie kontaktuje. Ciągle tylko powtarza ,,Anastasio, proszę nie zostawiaj mnie!" i zaczyna płakać. Nie reaguje na żadne słowa.
-Agonia?-spytałam przeraźliwie smutna.
-Niestety. Przykro mi-powiedział lekarz. Nie chciałam go prosić o nic więcej. Nawet nie o ratowanie jego życia. Nawet gdyby lekarz podjął się takiego zadania, to i tak Ryland mógłby niedługo umrzeć w jeszcze gorszych cierpieniach. Wszystko miał zniszczone. To był wrak człowieka.
Nikt z nas nie chciał, by lekarz na siłę go ratował. Zresztą nie mogliśmy nawet krzyczeć na tego lekarza. Zrobił co mógł i nie chce, by RyRy się dalej męczył. Poza tym dziś ma już dość pacjentów...
-Ryland...-szepnęła Maia. Spojrzał na nią oczami pełnymi żalu, smutku, jakby z pytaniem: ,,Dlaczego akurat nas to spotkało?". Sam widok jego oczu przyprawiał mnie o większy smutek. O dziwo wbrew słowom lekarza Ryland odezwał się:
-Co z moją Anastasią?-spytał. No tak. Przecież nikt mu nie powiedział o jej stanie. Mais rozpłakała się.
-Ona... Ona... Ona nie żyje-powiedziała i zaczęła płakać. Ryland też uronił parę łez, które na policzkach zaczęły już się mieszać z krwią. Zamknął mocno powieki. Cierpiał. Bardzo.
Ja na jego miejscu nie wiem co bym zrobiła. Jeszcze gdybym to ja leżała tam gdzie on teraz, a na dole u anatomopatologów... Ross....
Wszyscy zaczęliśmy płakać. Ryland zaczął zwijać się z bólu. Lekarze wyprosili nas z sali... Jego tętno malało... Ryland umierał...
***
Przepraszam, że rozdział taki krótki. Nie było mnie dziś w szkole, więc dlatego jest wcześniej. Przykro mi z powodu Rylanda i Any... Ostatnie słowa zaczerpnęłam z mojej lektury ,,Kamienie na szaniec". Rozdział dedykuję wszystkim, którzy skomentowali poprzedni rozdział czyli:
Patce Cher :*** (A ja czekam na twój rozdział <3 Poza tym nie sposób ci nie dać dedyka. Jesteś za super! Jak ty to robisz? :D)
Rybce :*** (musimy dodać w końcu u nas rozdział, co nie? :D)
Sashy (ja czekam na wznowienie twego pierwszego bloga :) )!
Dadze <3 (dziękuję za twoje komentarze)
Ewci (za to że jesteś i zawsze byłaś :DDD)
Lauren Coolness (zawsze powinnam ci dziękować za komy :) )
Justynie, która pisała z anonima (dziękuję za koma! )
Natali (za to że ZAWSZE komentuje 0-o)
Tuli Marano (mojemu pierwszemu obserwatorowi na Story of Raura)
Klaudii Yeah (a ta niewiasta jest po prostu super!)
Laurze Lynch (nawet te małe komy są dostrzegane :DDD)
Karci Lynch (za to że jesteś :) )
Żeleczkowi <3 (ty wiesz za co :*)
oraz
Małej Pesymistycznej Dziewczynce, która zawsze jest <333333
Do napisania!!!!


wtorek, 16 grudnia 2014

Rozdział 95

*Oczami Laury*
-Ross?-spytałam nie pewnie-Co ty robisz?
-Lauro, czy ty...-nie dokończył, bo do pokoju wparował Riker.
-Ross i zdecy... O przepraszam. Przeszkadzam?-spytał zakłopotany. Ross westchnął i wstał.
-Nie. No co ty-powiedział z ironią.
-To super-powiedział uśmiechnięty Rik nie wyłapując ironii-Bo mam pytanko-chciał coś powiedzieć, ale nagle zadzwonił jego telefon.
-Cześć Ryd... Tak... No... Nie, ale mogę uruchomić na internecie.... Tak, zawołam wszystkich... Rydel proszę, przestań szlochać.... Dobrze... Okey... Już-powiedział Riker.
-Co jest?-spytał Ross.
-Właśnie nie wiem. Ryd zapłakana do mnie dzwoniła i prosiła, abyśmy włączyli amerykańskie wiadomości. Na youtube. Podobno wszędzie o tym huczą. Tylko mamy obejrzeć wszyscy razem. Włączysz?-powiedział lekko zaniepokojony.
-No dobra-powiedział Ross i zaczął włączać swojego laptopa, a w międzyczasie Riker poszedł po dziewczyny.
Kiedy komputer się włączał podeszłam do Rossa i spytałam.
-A... Między nami... okey?-spytałam nie pewnie. Uśmiechnął się szeroko.
-Tak. Okey-powiedział po czym mocno mnie przytulił.
-Brakowało mi ciebie-powiedziałam z uśmiechem.
-Mi ciebie też-powiedział.
-Co nas wołałeś?-usłyszałam z korytarza głos Mai.
-Nie wiem. Ryd kazała-usprawiedliwiał się Riker.
-Już włączyliście?-spytała Maia wchodząc do pokoju.
-Tak. To... O co chodzi?-spytałam.
-O to-powiedział Riker i wyszukał jakąś frazę w google.
-Wow-powiedział załamany. Wziął kilka głębokich wdechów.
-Co jest?-spytałam.
-Lau... Proszę przeczytaj na głos-powiedział nie mogąc się uspokoić.
-Okey-powiedziałam i zaczęłam czytać-,,Wczoraj o godzinie 20:20 samolot 406 lecący z Hawaii do Los Angeles rozbił się niedługo po wystartowaniu. Z 60 pasażerów ocalało 12 osób. Reszta nie żyje. Policja wzywa do zindetyfikowania zwłok oraz osób ciężko rannych leżących w najbliższym szpitalu"-powiedziałam nie kończąc artykułu, bo miałam wielką gulę w gardle.
-Myślicie, że to... Że to...-Mais nie mogła się wysłowić.
-RyRy i Ana-powiedział Riker jakby sam do siebie.
-A co z Ellem i Rydel. I Alexą oraz Rockym?-spytała Van.
-Oni lecieli dziś rano. A RyRy samolotem 406-powiedział Ross.
-W dodatku godzina się zgadza-powiedział Riker.
-Jedziemy do szpitala-powiedziałam ze szklanymi oczami i zabrałam swoją torebkę.
<Na miejscu>
-A gdzie to jest?-spytał Riker jednej z pracownic.
-Już mówiłam. Na dole w piwnicy. Tam znajdzie pan anatomopatologów, którzy pokażą panu zwłoki-powiedziała recepcjonistka.
-Dziękujemy-powiedział Ross. Najbardziej opanowany z nas wszystkich.
Szliśmy wolno korytarzami w tym szpitalu. Tutaj każdy mówi po Angielsku, więc z kontaktem nie ma problemu.
W tej części budynku jest mało lekarzy. Nikt się nie spieszy, bo dokąd? Trupy nie potrzebują już pomocy.
Van i Riker trzymając się za ręce denerwowali się coraz bardziej z każdym krokiem. Maia szła pozbawiona jakichkolwiek myśli. A ja i Ross szliśmy ramię w ramię oczekując na wyniki. Chociaż moje zdenerwowanie i tak nic nie przyspieszało, a wręcz przeciwnie - tylko wydłużało mi czas.
-Wszystko będzie okey-powiedział Ross i objął mnie ramieniem po przyjacielsku. Starał się pokazywać wyrazem twarzy, że sam w to wierzy. Ale znam go bardzo dobrze i wiedziałam, że się denerwuje.
-Dzień dobry-po chwili doszliśmy na wspomniane wcześniej miejsce.
-Witam. Państwo przyszli indetyfikować ofiary katastrofy?-spytał mężczyzna w białym kitlu. Na moje oko miał może z 40 lat. Lekki zarost i niewielka ilość włosów na głowie lekko go postarzały. I do tego nosił okulary.
-Tak. Chodzi o dwójkę szczególnych osób-powiedział Ross.
-Ostrzegam, że widok jest bardzo brutalny. Na pewno chcecie wejść wszyscy?-spytał.
-Tak-odpowiedziała pewnie Van.
-To zapraszam-powiedział otwierając drzwi.
Widok był przerażający. Trupy zakrwawione, wszędzie z jakimiś odłamkami. Niektórzy nie mieli pewnych części ciała, takich jak nogi czy ręce, więc na nie nie patrzałam tylko wtuliłam się bardziej w przyjaciela.
Mimo to widok nie był bardziej przerażający od odoru gnijących ciał. Tu nie leżały tylko osoby z katastrofy...
Rozglądaliśmy się raz po raz. Próbowaliśmy dostrzec naszych przyjaciół i rodzinę zarazem.
-Tu jest lista ofiar. To znaczy lista tych, których paszporty nie uległy całkowitemu zniszczeniu, więc mogliśmy odczytać kto na pewno nie żyje-powiedział mężczyzna.
-Dożo ofiar?-spytałam.
-Prawie wszystkie. Oprócz pięciu czy sześciu.
Lekarz dał nam listę. Po chwili wybuchnęłam płaczem.
-Lau? Co znalazłaś?-spytał Ross.
-Spójrz-powiedziałam z wielką gulą pokazując mu coś na liście...
***
Jejku! Przepraszam, że wczoraj nie było rozdziału, bo nie miałam neta :/ Mam nadzieję, że rozdziałem was zaskoczyłam :3 Pojawił się taki wątek ze względu na te UWAGA: 20 KOMENTARZ! WOW! Dziękuję <3 Jesteście tacy kochani! Nie spodziewałam się! Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Gdybyście widzieli radość na mej twarzy... :D
Do napisania! :***

niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 94

*Oczami Laury*
<Następnego dnia>
Rydel i Ell już pojechali. Zresztą Alexa i Rocky też. Oni musieli, bo adopcja i tak dalej... W każdym bądź razie ta noc była dla mnie chyba najgorszą. Nie mogłam przetrawić słów Rossa. Co ja mam mu jeszcze powiedzieć? Przecież jest moim przyjacielem...
-Nie śpisz?-do pokoju wparowała Maia. Ma zapasowe klucze.
-Nie spałam całą noc-powiedziałam smutna.
-Co powiedział na twoje wyznanie?-spytała.
-A co miał mi powiedzieć? Z wierszykiem mi wyjechał!-załamałam się.
-Że co?-zaśmiała się.
-Bawi cię to? Bo mnie jakoś nie bardzo-powiedziałam poważnie. Ona od razu też spoważniała.
-Przepraszam-po chwili ,,poważności" (to neologizm xD~od Autorki) parsknęła śmiechem.
-Powiedział coś w stylu: ,,Nie rozmawiajmy dzisiaj, nie wiem, co mam ci powiedzieć, niech ci się wiedzie i papa"-próbowałam sobie przypomnieć co mówił.
-To nie brzmi jak wiersz-powiedziała Maia po opanowaniu.
-Nie pamiętam! I jeszcze twierdził, to znaczy chyba coś zacytował, że boi się tego, że mówię mu, że go kocham, po przyjacielsku-powiedziałam znów załamana.
-Yhmm-powiedziała zamyślona Maia, sarkastycznie, patrząc na swoje paznokcie.
-Co to miało znaczyć?-spytałam nie rozumiejąc.
-Po przyjacielsku. Jasne-powiedziała komicznym, pełnym ironii głosem.
-A co? Twierdzisz, że tak nie jest?-spytałam patrząc na nią wyczekująco.
-Nie skarbie. Ja to wiem. Widzę, jak tylko on spojrzy na jakąś dziewczynę, to ty uruchamiasz zazdrość-powiedziała nadal spokojna.
-Że co?! Skąd niby ty wiesz takie rzeczy, co?!-wybuchnęłam. A ona z opanowaniem i stoickim spokojem (który zaczął mnie wkurzać) odpowiedziała:
-Bera mi mówiła, że kipiałaś z zazdrości jak on cię jej przedstawił, jakbyś co najmniej była jego dziewczyną-powiedziała patrząc mi w oczy.
-Przyjaciele są o siebie zazdrośni-powiedziałam jakby to było oczywiste.
-Tsa... Wmawiaj to sobie... Wierzysz w przyjaźń damsko-męską?-spytała.
-No... Jesteśmy z Rossem tego żywym przykładem-powiedziałam mało przekonująco.
-Jesteś pewna, że Ross cię nie kocha? Tak jak chłopak dziewczynę? Masz pewność?-spytała.
-No nie... A co? Kocha mnie?-nie wiem czemu, ale lekkie iskierki nadziei zapaliły się w moich oczach. Ale czemu?
-Nie wiem-zgasiła ten płomyczek.
-To po co gadasz?-spytałam lekceważąco.
-Nie widzisz? Twoja reakcja - jakbyś na to czekała. Kłótnia? To normalna rzecz w związku. Oznacza, że wam na sobie zależy. Zazdrość? Nie znam związków bez zazdrości. Chyba, że nic do siebie nie czują. Zachowujecie się jak para! Ludzie na ulicy biorą was za parę, nawet Bers tak myślała!-powiedziała Mais.
-Ale my nie jesteśmy w związku-powiedziałam cicho na swoją obronę.
-Właśnie w tym rzecz! Jak nie chcecie być za takich brani to tak się nie zachowujcie. Czy kiedykolwiek koleżance zależało tak na koledze? Oczywiście, że nie. Ale chłopakowi na dziewczynie? I na odwrót?-spytała Maia.
-Ale my nie jesteśmy parą i nic do siebie nie czujemy-popatrzyłam w jej oczy mówiąc to.
-Ale masz stu procentową pewność? W ,,przyjaźni damsk-męskiej" nie ma słowa TYLKO PRZYJAŹŃ. Zawsze jedna ze stron się zakochuje. A w tym przypadku prędzej czy później oboje-powiedziała pewnie.
-Może i 100% pewności nie mam. Ale z mojej strony to tylko przyjaźń-powiedziałam znów mało pewnie.
-Jesteś tego absolutnie pewna?-spytała. Z opuszczoną głową powiedziałam:
-Raczej tak.
-To co ci tak na nim zależy, co?-czemu ona jest aż tak inteligentna?
-Bo zależy. Bo się przyjaźnimy. I Mais, proszę cię. Zejdź ze mnie-powiedziałam.
-Okey. Ale ja chcę być świadkiem na waszym ślubie-powiedziała fochnięta (ale neologizmów... ~od Austorki).
-Czy ty i Rocky mózg dzielicie?-spytałam z uśmiechem.
-Może... Rodzinka, co nie?-uśmiechnęła się.
-Ale wiesz co? Przeproszę go raz jeszcze. Ale nie dziś. Dziś mam lenia. W końcu jeden dzień mogę stracić, co nie?-zaśmiałam się.
-Wiesz... Znasz Sparksa?-spytała.
-Nicholasa Sparksa? Znam. A co to ma do rzeczy?-spytałam nie kapując. Maia za to wyciągnęła telefon, poszukała coś i dała mi do przeczytania.
-Ale czytaj na głos-powiedziała z uśmiechem. Więc zaczęłam:
-,,Każdego ranka otrzymujesz dwadzieścia cztery złote godziny. To jedna z niewielu rzeczy na świecie, które dostaje się za darmo. Za wszystkie pieniądze świata nie można kupić ani jednej dodatkowej godziny. Co zrobisz z tym bezcennym skarbem? Pamiętaj, że musisz go wykorzystać, bo dostajesz go tylko raz. Jeśli zmarnujesz te dwadzieścia cztery godziny, nic i nikt nie odda ci ich z powrotem"-skończyłam czytać.
-Rozumiesz? To jeden z moich ulubionych cytatów. Dzięki niemu, nie odkładam wszystkiego na potem. Mam tylko te dwadzieścia cztery godziny. Nigdy nie wiem, kiedy będzie ta ostatnia. Co masz zrobić jutro - zrób teraz. Bo może być za późno-powiedziała dogłębnie.
-Idę teraz-powiedziałam z uśmiechem na ustach i oddając jej telefon poszłam do Rossa. To znaczy chciałam.
-Panna? A ty ubrań czasem nie zapomniałaś?-spytała rozbawiona Maia.
-Racja-zaśmiałam się i poszłam się ubrać, po czym poszłam do przyjaciela.
*Oczami Rossa*
Nie spałem całą noc. A co jeśli ona mówiła szczerze?
Wstałem i ubrałem się. Zastanawiałem się czy jeszcze raz mnie przeprosi. Jak tak, to znaczy, że jej zależy. Tak samo jak i mnie. Tylko czemu aż tak bardzo...
Po chwili moich rozmyślań ktoś zapukał do drzwi. Poszedłem otworzyć i doznałem nie małego szoku.
-Laura? Co ty tu robisz?-spytałem zdziwiony.
-Mogę wejść?-spytała.
-Jasne, wchodź-odpowiedziałem. Obiecałem sobie, że jeśli przeprosi mnie po raz drugi (w zasadzie to ja powinienem to zrobić) to jej przebaczę (choć ona powinna mi).
-Chciałam coś zmienić w swoim życiu-powiedziała z lekkim uśmiechem.
-Nie zmienisz życia, póki nie uporządkujesz myśli. To one ciążą i nie dają normalnie żyć-powiedziałem na jej słowa.
-Tak. Masz rację. Chcę uporządkować swoje myśli. Ale nie dam rady bez twojej pomocy-spojrzała na mnie wyczekująco.
-Popełniłem błąd-powiedziałem ze skruchą.
-Każdy popełnia błędy, ale nie każdy je naprawia-odpowiedziała delikatnie się przy tym uśmiechając.
-Więc ja chcę go naprawić-powiedziałem odwzajemniając uśmiech.
-Czyli?-spytała. Teraz nie miałem żadnych oporów. Klęknąłem na jedno kolano i rzekłem:....
C.D.N
***
Macie te swoją Raurę ^^ Jak tam rozdzialik się podoba? Ach te moje złote myśli... xD Chciałam, abyście przygotowali się na mały... Szok. Nie wiem, czy będziecie zaskoczeni (być może)... I nie wiem, czy przede wszystkim będziecie zadowoleni... xD Ale Patka Cher poprawiła mi humor! Ja nie mogę! Laura chce ślubu z Rossem, a Patka powiększa ilość rozdziałów na blogu! *-* Uwielbiam ją za to :***
Dziękuję wszystkim obserwatorom i komentatorom za wsparcie :) 
Każdy komentarz czytam i każdy sprawia mi uśmiech :D SMILE <3
Także przygotujcie się na kolejne zaskakujące rozdziały :**
Do napisania <3
Rozdział z Dedykiem dla:
Patataciątka:*
Patki Cher
Rose Heathway
Ani Płonki
Żeleczka :**
Tuli Marano
Karci Lynch
Dagi
Ewci
Pinki
Klaudii Yeah
Niezapominajeczce
Natalii oraz
Lauren Coolness

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 93

*Oczami Laury*
Po raz trzeci w tym dniu leciały mi łzy ze wzruszenia. Po raz trzeci oglądałam tę scenkę, tylko z innymi bohaterami w roli głównej. Po raz trzeci widziałam iskierki radości w ich oczach oraz stres, związany z tym wydarzeniem.
Teraz Alexa zakładała obrączkę na palec Rockiego. Niestety marnie jej to szło, bo z nerwów ręce jej drżały. Nie mogła założyć mu pierścionka. Spojrzała na swojego przyszłego partnera życiowego z lekkim uśmiechem i zakłopotaniem. On pokrzepił ją szerokim uśmiechem i jakoś to chyba dodało jej otuchy. Teraz już bez problemów założyła mu pierścionek i po pocałunku zostali ogłoszeni mężem i żoną. To było takie słodkie...
-I co? Rozmawiałaś z nim?-spytała mnie Maia. Jakoś od czasu pogodzenia się z nią rozmawiam z nią dłużej i częściej i to chyba jej najwięcej się zwierzam.
-Nie. To raczej niemożliwe-powiedziałam smutna.
-Najpierw zacznij od tego, co konieczna. Potem zrób to, co możliwe. A nagle zobaczysz, że dokonałaś niemożliwego-powiedziała z uśmiechem. Po raz kolejny mądra rada.
-A co jak on mi nie wybaczy? Bo chyba to teraz on jest obrażony-powiedziałam ze smutkiem.
-Jak nie spróbujesz, to nigdy się nie przekonasz. Powiedz mu, co do niego czujesz-powiedziała z uśmiechem.
-Że go kocham, jak brata?-spytałam.
-No właśnie. Powiedz, że jest ci najbliższą osobą i że go kochasz po przyjacielsku-posłała mi krzepiący uśmiech.
-Tylko kiedy ja mam to zrobić?-spytałam zakłopotana. Przecież teraz wszystko krąży wokoło nowych małżeństw i ich niebywałego wyjazdu. Ell zabiera swoją żonę na Teneryfę na miesiąc miodowy i jadą tam już jutro. Rocky i Alexa muszą pojechać po małą. A jedynie Van i Rik z nami zostają. Twierdzą, że z nikim lepiej się bawić nie będą niż z nami tydzień na Hawajach, a potem na wycieczce do Japonii.
-Zrób to jak najszybciej. Dziś wieczorem przy ognisku pożegnalnym na plaży?-spytała.
-Jejku! Ty to masz łeb!-zaśmiałam się.
-Na pewno Ross się ucieszy. A teraz co? Małe zakupy?-spytała z uśmiechem.
-Nie wypada uciec ze ślubu przyjaciół. Ale się skuszę za godzinkę. A co z RyRy'm i Aną?-spytałam.
-Jeszcze dziś wracają. Puszczą sms-a jak dolecą. Jeszcze RyRy będzie musiał odwieźć ją do jej domu i wrócić do swojego.
-Szkoda, że widzieliśmy ich tylko tyle. Tak naprawdę nie mogłam się z nimi nagadać. Ta wiadomość o ślubie była takim zaskoczeniem, że masakra-powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-A myślisz, że dla mnie nie?-spytała z uśmiechem. Na to już nie odpowiedziałam. Teraz trzeba pogratulować naszym nowożeńcom...
*Oczami Rossa*
-Gratulacje bracie, i tobie też bracie i kolejny teraz szwagrze-zaśmieliśmy się. Teraz tylko zostały mi gratulacje dla mojej rodzinki. Cieszyłem się z tego. Nawet bardzo.
-Dzięki stary-odezwał się Ell.
-I ja też-powiedział Rocky przytulając Al.
-No to ja też ci dziękuję-powiedział ze śmiechem Rik.
-A o tobie to wiedziałem. Dziwi mnie tylko ta tajemnica o trzech ślubach.
-No wiesz. To miała być taka niespodzianka-powiedział Rocky.
-Ja nawet nie wiedziałem, że ty i Al jesteście zaręczeni!-zaśmiałem się.
-Czyli Mais wam nic nie powiedziała?-spytał Ell.
-A ona wiedziała?-spytałem zdziwiony. Nic nam nie mówiła.
-No raczej. Rydel jej powiedziała. To ty pewnie nie wiesz, że my adoptujemy dziecko-powiedział Rocky.
-Zaraz zaraz. jakie dziecko?-spytałam nic nie rozumiejąc.
-Moją siostrę-powiedziała szybko Alexa.
-Ale czemu wy ją adoptujecie? Dlatego ten ślub?-spytałem.
-I dlatego i z miłości...-powiedział lekko zmieszany Rocky.
-No nieźle-powiedziałem i złapałem się za głowę.
-A co u ciebie i Laury?-spytał Ell zmieniając temat.
-Dla siebie raczej nie istniejemy-powiedziałem lekko podłamany.
-Alexa? Pójdziesz z dziewczynami na chwilkę?-spytał Rocky. Alexa posłusznie poszła do reszty tak iż zostało same męskie grono. Z wyjątkiem Rylanda, którego tu nie było.
-Więc co się stało?-spytał Rocky.
-Pokłóciliśmy się, a potem usłyszałem jak mówiła, że nigdy nic do mnie nie czuła. Nawet przyjaźni-powiedziałem zażenowany.
-Ale tak wprost?-spytał Ell nie dowierzając.
-No tak wprost nie... Mówiła, że nigdy nic a nic do mnie nie czuła-powiedziałem smutny.
-Ale to przecież nie musi aż takiego czegoś oznaczać, no nie? Może mówiła o kimś innym?-spytał Ell z nadzieją.
-Ell zrozum. Nawet moje imię padło-powiedziałem już zdenerwowany.
-Aż mi się nie chce wierzyć. Lau by tego nie zrobiła-powiedział Rocky.
-No a jednak. Pozory mylą, co nie?-spytałem z ironią.
-Stary, tak mi przykro. Ale porozmawiaj z nią-powiedział Rocky.
-Próbowałem wcześniej. Nawet ją przepraszałem. A ona mi powiedziała, że przyjaciele tak się nie zachowują. Ja mam już dość. Może kiedyś, ale na ten moment nie-powiedziałem smutny-Zmieńmy temat, okey?
-Dobra. Jak chcesz-powiedział Ell-Ale i tak uważam, że to dobra dziewczyna i na pewno nie miała czegoś takiego na myśli.
*Oczami Laury*
-To... Idziemy może na zakupy?-spytała Berenika.
-W sukniach ślubnych?-spytała Rydel.
-Czemu by nie-powiedziała roześmiana Mais.
-Czemu cię wygonili?-spytała Vanessa Alexę.
-Rozmawiali o tobie i Rossie-powiedziała Al.
-Że co?-spytałam zdziwiona.
-O tym, że się pokłóciliście i dlatego Ross jest smutny. Ale nic więcej nie wiem, bo tu przyszłam-powiedziała Alexa.
-Widzisz? Mówiłam, że mu zależy!-powiedziała Maia.
-Tsa... Bardzo-powiedziałam szeptem do przyjaciółki. Tak. Tak właśnie mogę już ja nazwać.
-To idziemy?-spytała Vanessa.
-Gdzie się przebierzemy?-spytała Ryd.
-Jak to gdzie? W hotelu!-powiedziała pełna euforii Alexa po czym poszłyśmy we wskazane miejsce.
<Wieczór>
{Ognisko na plaży}
RyRy oraz An już wyjechali. Zostaliśmy tylko ja, Ross, Van i Rik, Mais oraz Ryd i Ell. Śpiewaliśmy i bawiliśmy się. Teraz wszyscy wpadliśmy na pomysł popływania przy zachodzącym słońcu.
-Ross?-spytałam nie pewnie podchodząc do przyjaciela.
-Co chcesz?-spytał oschle. Zabolało.
Wszyscy świetnie bawili się w wodzie, więc nikt nie zauważył tego, że z nimi się nie bawimy.
-Chciałam cię przeprosić-powiedziałam ze skruchą.
-Niby po co?-spytał jakby go to nie obchodziło.
-Bo ja cię kocham. Jak przyjaciela-powiedziałam szczerze patrząc mu w oczy.
-Mówisz, że kochasz deszcz, a rozkładasz parasolkę jak zaczyna padać. Mówisz, że kochasz słońce, a chowasz się w cieniu jak zaczyna świecić. Mówisz, że kochasz wiatr, a zamykasz okno jak zaczyna wiać. Dlatego właśnie boję się, jak mówisz, że mnie kochasz*-powiedział z bólem w głosie.
-Ross, przestań-powiedziałam lekko sfrustrowana.
-Żyj spokojnie i niech ci się wiedzie. I nie rozmawiajmy już dzisiaj, bo nie wiem, co mam ci powiedzieć-powiedział to po czym zostawił mnie samą na brzegu. Samą i osłupiałą. Bo nie wiedziałam, co mam powiedzieć na te słowa...
*William Shakespare
***
Hejka misiaczki! Jak wam się podoba rozdział? ^^ Dla mnie jest taki nijaki... Przepraszam, że to coś dedykuję kolejnej osobie, mojemu kochanemu Patataciątku, które było dla mnie inspiracją w pisaniu pierwszego bloga. Dziewczyna pisze tak genialnie, że czytasz i tylko czekasz na więcej... Amazing...
Jak wrażenia po... Tym czymś? Zapraszam do komentowania ^^
Zapraszam na nietypowego OSa (mojego)
http://one-shot-abi.blogspot.com

środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 92

*Oczami Laury*
-Przepraszam. Myślałam, że chcesz mi odebrać Rossa-powiedziałam zaczerwieniona. Ze wstydu.
-Nie martw się. Zrozumiałam-zaśmiała się.
-Ale muszę cię poprosić o poradę-wydukałam z siebie.
-Serio? Zamieniam się w słuch-Mais się uśmiechnęła i spojrzała na mnie wyczekująco.
-Chodzi o Rossa...
-Nie wiesz, co zrobić?-spytała przerywając mi.
-Dokładnie. Jakbyś czytała mi w myślach.
-Jeśli chcesz być szczęśliwa przez chwilkę to się zemścij. Ale jeśli chcesz być szczęśliwa na zawsze to mu przebacz-powiedziała z lekkim uśmiechem. Długo docierały do mnie jej słowa. Zastanawiałam się nad ich sensem i tym, że są w dziesiątkę trafione we mnie.
-Dziękuję-powiedziałam po chwili po czym ją przytuliłam.
*Oczami Rossa*
Dźwięk po dźwięku rozbrzmiewał mi się w uszach tworząc zaskakującą, spójną całość. Niewyobrażalnie trudno skomponowane nuty przelane na papier, które następnie odegrały swoją rolę w tej przecudownej melodii.
Patrząc w dal, przed siebie, z słuchawkami na uszach rozkoszowałem się każdą melodią. Ale też i myślałem. Myślałem nad życiem, sobą i oczywiście Laurą.
Wcześniej ta dziewczyna była dla mnie bardziej bliska. Jak siostra. Jak cząstka mnie...
Ale zdałem sobie sprawę, że to głupie, bo przecież ona nic do mnie nie czuje. Mówię tu o przyjaźni.
Kiedyś myślałem, że sam mogę wszystko. A teraz załamała mnie świadomość, że jakaś dziewczyna, konkretnie moja przyjaciółka, a może teraz nawet już nie, zraniła mnie doszczętnie. To tak jakby moje serce było ze szkła, a ktoś rozbił je na miliardy małych kawałeczków, które utworzyły pył.
To tak jakby ktoś wbił mi sztylet w serce, a ono niewyobrażalnie zaczęło krwawić. I co z tego, że być może się zagoi, jak blizna zostanie?
Po chwili poczułem jak ktoś szturcha mnie w ramię. Zdjąłem słuchawki i spojrzałem na daną osobę.
-Co chcesz?-spytałem brata.
-Nie żeby coś młody, ale już jesteśmy-powiedział z lekkim uśmiechem. Spojrzałem za okno.
-Ale ja widzę nadal chmury-powiedziałem patrząc na niego jak na niezrównoważonego psychicznie.
-Bo jeszcze wysoko jesteśmy. Zaraz lądujemy-powiedział i wrócił na miejsce. No to Hawaje - zaraz będziemy n miejscu...
*Oczami Laury*
<Lotnisko>
-Aloha!-krzyknął znajomy mi głos.
-O jejku! Rydel!-krzyknęłam i przytuliłam ją.
-Już mówisz?-spytała zdziwiona.
-Ta podróż zmieniła moje życie-zapomniałam wspomnieć, że częściowo zrujnowała. Ja i Ross... No właśnie...
-To jest Alexa-pokazała mi śliczną brunetkę stojącą koło Rockiego.
-Miło mi cię poznać-powiedziałam z uśmiechem.
-Mnie również-odpowiedziała tym samym. Po chwili wszyscy zaczęli się ze sobą witać i pojechaliśmy do hotelu.
<3 godziny później>
-Mamy dla was nowinę-powiedziała szósta naszych przyjaciół. Anastasia już do nas dojechała razem z RyRym. Okazało się, że są parą. Ale teraz to nie oni wstali. Wstali: Van i Rik, Ryd i Ell oraz Rocky i Alexa.
-Bierzemy ślub! Już jutro!-krzyknęli wszyscy na raz.
-W sześciu?-spytała zdziwiona Ana.
-Dokładnie. Mamy nawet już suknie ślubne-powiedziała Vanessa.
-Czyli my też musimy się przebrać?-spytałam mało inteligentnie.
-Co ty Laura! Idź w spodniach-powiedziała z sarkazmem Van.
-Jejku! Gratulacje!-krzyknęłam z euforią i wszystkich przytuliłam...
<Następny dzień>
Od rana każdy ganiał to w tę to wew tę. Ale nie w hotelu. Na plaży. Miał być skromny ślub cywilny i zabawa dla rodziny. Także pompowanie balonów, przygotowanie przystawek i innych rzeczy spadło na nas. Oczywiście nie obyło się bez śmiechów.
-Gdzie ty kładziesz te krzesełka!-darł się Rocky na najmłodszego z Lynchów.
-Tu. Na piachu. A coś ci przeszkadza?-spytał lekko podburzony.
-Tak. Kładziesz je krzywo. Człowieku: tu ma być idealnie. IDEALNIE, rozumiesz?-spytał Rocky patrząc na niego jak na kretyna. Zaśmiałam się pod nosem. Ja i Ana dostaliśmy zadanie ozdobienia wszystkiego. Balony, serpentyny i... No właśnie. Zatrzymajmy się przy serpentynach...
-Kto mi pomoże?! Help! Help!-krzyczała Anastasia. Chciała powiesić wyżej serpentyny, ale spadła z drabiny zaplątując się w nie. A że pociągnęła mnie za sobą upadłyśmy obie.
-Ana, Laura. No jak dzieci-zaśmiała się Mitchell.
-Hahaha. Masz najłatwiejsze zadanie, więc pastwisz się nad nami-powiedziałam z udawaną obrazą, choć tak naprawdę w środku śmiałam się jak opętana.
-Najłatwiejsze? Weź tu wszędzie kwiatami ozdób i bukiety przyszykuj. Mamy tylko godzinę-powiedziała ze śmiechem-Więc do roboty!
-Tsa... Najlepiej mają panny młode. Te to tylko się szykują na swoje wesele...
<Chwilkę potem>
Pan z urzędu stanu cywilnego zgodził się na to, by przyjechać specjalnie na plażę i udzielić im ślubu. Twierdził, że jest do tego przyzwyczajony. Dużo obcokrajowców bierze ślub w innych miejscach niż swój kraj.
W końcu pojawiły się panny młode ubrane w takie suknie:
Vanessa:
  Rydel:
Oraz Alexa:
Za to ja i Ana tak:

Dlatego się nie dziwię, że panom młodym odebrało dech w piersiach...
***
Przepraszam, że rozdział taki krótki. Ale widzę, że jakoś nie mam dla kogo pisać. W zasadzie tylko dla jedenaście osób. jedenaście osób, które regularnie komentują. A obserwatorów mam 57. 
Mam  nadzieję, że choć troszkę was zaskoczyłam ^^
Do napisania!
Rozdział chciałam zadedykować Patce Cher, przez którą wczoraj miałam załamkę psychiczną. Czytałam rozdział na jej blogu, ale dopiero dziś skomentowałam, bo miałam lekki zawał! Co za kobieta... Także dedyk (przepraszam, że dedykuję ci takie coś) jest właśnie dla ciebie :D

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 91

*Oczami Vanessy*
-No nareszcie!-krzyknęła Mais pełna euforii.
-Nie mogłaś się doczekać, co?-spytałam z uśmiechem.
-No raczej! A tak w ogóle rozmawiałam z Rydel-powiedziała Maia.
-I co mówiła?-spytałam.
-Sama wam przekaże. Co wy na to, abyśmy pojechali jutro na Hawaje?-spytała Maia. Rozejrzałam się po twarzach mojego przyszłego męża, mojej siostry i mojego przyszłego szwagra próbując się czegoś doczytać. Pierwsza zabrała głos moja siostra.
-Fajnie by było. Ja bym się cieszyła. Co wy na to?-spytała zerkając na nas. Szczególnie na Rossa, który unikał jej wzroku jak ognia.
-Super pomysł. A co ty na to Ross?-spytał Rik.
-Może być-powiedział jakiś nieobecny. Dziwne.... Myślałam, że chce ją przeprosić...
-No to...-powiedział Rik wyciągając swoją komórkę-Na Hawaje jest lot, ale samolotem, którego trzeba wynająć. Tak to nie ma.
-A o której?-spytałam.
-O 15:00 czasu Włoskiego-powiedział zerkając na telefon.
-To co wy na to?-spytałam.
-No jasne. Ale dziś, jutro czy kiedy?-spytała Maia.
-Dziś. Jak się pospieszymy-powiedział Rik.
-A która godzina?-spytała Lau.
-Przestawiłam zegarek na czas włoski. Jest... 13:40!~-krzyknęłam-Nie zdążę się spakować!
-Zdążysz! Spokojnie-powiedział Riker ze śmiechem.
-To ja lecę-powiedziała szybko Laura i wybiegła. Riker spojrzał wymownie na Rossa. Ten tylko wzruszył ramionami i przytulił do siebie Maię.
-Fajnie, że już wychodzisz-powiedział z uśmiechem.
-Co się stało?-spytała Maia.
-A co miało się stać?-odpowiedział pytaniem na pytanie Ross.
-Z tobą i Laurą. Ona wyszła, a ty nawet za nią nie poszedłeś. Nawet nie mówię o tym, że z nią nie gadałeś-powiedziała Maia trafnie zauważając.
-Pokłóciliśmy się. Na stałe-powiedział Ross. Spojrzałam na niego zdziwiona. Byłam pewna, że chce się pogodzić...
*Oczami Laury*
Postanowiłam się troszkę przewietrzyć. Od hotelu do szpitala nie jest daleko. Szłam sobie spokojnie myśląc nad wszystkim, co się stało. Wczoraj Ross chciał mnie przeprosić, dziś nawet na mnie nie patrzy...
Ludzie często unikają patrzenia na coś. Zazwyczaj każdy dorosły nie patrzy na ludzi bezdomnych i żebraków. Dzieciom czasem trudno wytłumaczyć, że społeczeństwo nie spogląda na takie obrazy, myśląc, że w ten sposób zagłuszy wyrzuty sumienia. Innymi czasy ludzie nie patrzą też czasem na siebie. Z wielu względów. Czasem z nienawiści, czasem z miłości, kiedy to boją się rumienić przy tej osobie... Lub nie skompromitować się przed nią... A jeszcze innym razem jak chowają do siebie urazę. W moim przypadku właśnie tak jest - tym razem to ON chowa do mnie urazę, choć tak naprawdę to on mnie zranił. Dziwne, co nie?
Mijałam raz za razem kogoś. O dziwo nagle zaczęło padać. Pogoda była moim odzwierciedleniem uczuć... Tak bardzo brakowało mi Rossa. Samo to, że jest, a może teraz już był, moim najlepszym przyjacielem sprawia mi ogromną przykrość - nie przyjaźnimy się już. A on wczoraj chciał się pogodzić... Czemu ja głupia nie skorzystałam z tej okazji?
Po takich przemyśleniach właśnie znalazłam się w hotelu. Szybko spakowałam porozrzucane rzeczy z podłogi i wzięłam ze sobą torbę. Po chwili ktoś zapukał do hotelowych drzwi.
-Już idę-krzyknęłam.
-Cześć Lau-na przeciwko mnie stanęła Berenika.
-Bera? A co ty tu robisz?-spytałam z uśmiechem i przytuliłam ją.
-Słyszałam, że dziś już wyjeżdżacie na Hawaje. Ale wam zazdroszczę! Gdyby nie moje studia pojechałabym z wami-powiedziała z lekkim uśmiechem.
-Będzie mi ciebie brakować-powiedziałam odwzajemniając jej uśmiech.
-Ja niestety muszę już lecieć. Sama rozumiesz... Przyszłam tylko się pożegnać-powiedziała ze smutkiem.
-Do zobaczenia-powiedziałam i przytuliłam ją mocno.
-Gotowa?-spytała Van, która właśnie stanęła za Bereniką. Chyba już się poznały...
-Tak. Zniosę tylko walizki i już idę-powiedziałam do siostry. Berenika już poszła, więc zostałam z nią sama (z Van).
-Dlaczego ty masz znosić te walizki? Ross!-krzyknęła moje siostra. Błagam, tylko nie on...
-O co chodzi?-chłopak momentalnie znalazł się tuż obok. No pięknie...
-Pomóż Laurze znieść walizki na dół, okey?-powiedziała z uśmiechem.
-Okey-powiedział bez cienia emocji po czym zabrał moje bagaże gdzieś na dół.
-No to Hawaje, nadchodzimy!-krzyknęła moja siostra z euforią. Czasem zastanawiam się jakim cudem jesteśmy siostrami... Takie różne...
<W Samolocie>
Spojrzałam jak zwykle przez okno. Chmury, chmury i jeszcze raz chmury. Mimo, że widok miałam tak ograniczony to jednak się zachwycałam. Mi wystarczyły małe rzeczy do zachwytu. Mimo, że patrzałam teraz na ,,zwykłe chmury" to mnie ich widok fascynował. To, jak zostały one stworzone, ich konstrukcja i właściwości... Wszystko z jednej małej chmurki jest tak niesamowite... I jeszcze mała chmurka potrafi dać duży deszcz. Teraz ja i Maia siedziałyśmy koło siebie. Ross siedział sam, a moja siostra i jej narzeczony razem.
Ugadaliśmy się przed podróżą z Rydel, że spotkamy się na miejscu. Ma tam też być Anastasia, którą zaprosiłam i RyRy. Oczywiście Rocky i Alexa też. Cieszę się, że w końcu ją spotkam....
-Jak się czujesz?-spytała mnie Maia z troską.
-Okey. Ale to pytanie powinnam zadać ja tobie-powiedziałam mając na myśli wypadek.
-Pal licho ze mną. Chodzi mi o ciebie i Rossa. Jesteście jacyś tacy zgaszeni. Van mówiła, że się pokłóciliście-powiedziała ze smutkiem. Muszę przyznać, że lubię ją coraz bardziej.
-Tsa... Van i jej długi język-powiedziałam z lekkim zdenerwowaniem.
-Spokojnie. Jakby mi nie powiedziała to bym się sama domyśliła. Znam Rossa nie od dziś i wiem, że taki przygaszony to on nigdy w życiu nie był. Nawet po śmierci rodziców. Musisz być dla niego wyjątkowo ważna-powiedziała Maia z uśmiechem.
-Nie zależy ci na nim?-spytałam.
-Oczywiście, że zależy. Na jego szczęściu, zdrowiu, dobru. Jest dla mnie jak brat, dlatego chcę mu pomóc-powiedziała z wyraźną troską.
-Myślałam, że jesteś w nim zakochana-kiedy spojrzałam na jej zdziwioną minę, mówiącą ,,Are you Kidding me?" to od razu dodałam-No bo wiesz, te przytulania i te inne rzeczy...
-Ja i Ross? Co ty! Ja mu życzę aby był z tobą. A tak w ogóle to mój przyszywany kuzyn. Nigdy bym nie pomyślała o tym, by z nim być-zaśmiała się.
-Że co? Jak to?-spytałam nie rozumiejąc. Ta cała niechęć do niej... To wszystko... Ale mi głupio...
-No... Mój tata jest drugim mężem jego cioci, siostry jego mamy. Berenika, którą już znasz, jest od pierwszego ojca, a ja od drugiego.  Ta sama matka - inny ojciec. Takie kuzynostwo-zaśmiała się.
-Berenika jeździła odwiedzać ciebie?
-Tak. Nie wiedziałaś?-spytała z zdziwieniem.
-No nie-zrobiło mi się głupio. Ale po jej kolejnych słowach - jeszcze bardziej.
-To dlatego byłaś na mnie taka cięta-zaśmiała się. O matko...
***
Przepraszam misiaczki! Miałam zakaz na kompa (jak mnie długo nie ma - taki właśnie zazwyczaj jest powód). Rozdział spóźniony, lekko wyjaśniający, ale najlepsze przed wami :) Maiłam czas na odzyskanie weny i pomysł na dalszą część. Reklam już nie ma jak zauważyliście. Google Adsense... -.- Ale teraz czekam na wasze komentarze! Jak wam się podoba? Nareszcie Laur i Maia się pogodziły :) (Chciałam napisać pokłóciły xD) 
Ja szpadam :p
Do napisania! 

wtorek, 2 grudnia 2014

Rozdział 90

*Oczami Laury*
Obudziło mnie ,,pukanie" do drzwi. A raczej dobijanie. Chciałam się przeciągnąć, ale przez to, że spałam na siedząco strasznie bolał mnie kark i kręgosłup.
-Już-powiedziałam ze strasznym bólem głowy.
-Laura, stoję tu już dość długo-powiedział wkurzony, kobiecy głos. To z pewnością Vanka.
-Już!-krzyknęłam z niechęcią i otworzyłam drzwi.
-Spójrz-powiedziała z radością wymalowaną na twarzy i wpakowała mi się do pokoju.
-Na co?-spytałam przecierając oczy.
-Na to cudo-pokazała mi dłoń. Nagle zapomniałam o bólu mojego ciała oraz o niewyspaniu. Błyszczący element garderoby mojej siostry bardzo mocno przykuwał uwagę. Lśnił i mienił się pięknymi barwami. Na moje oko był z białego złota. Po prostu cudowny...
-Skąd go masz?-spytałam zdziwiona.
-Dostałam-powiedziała z euforią czekając na moją reakcję.
-Od kogo? Tylko nie mów, że...-spojrzałam na nią. Jej twarz mówiła sama za siebie. Ale aby było lepiej jeszcze wykrzyknęła te słowa:
-Tak! Riker mi się oświadczył! Ślub, jak Mais wyjdzie ze szpitala!
-Nie wierzę! Aaaa! Van, to wspaniale!-przytuliłam siostrę.
-Ja też się cieszę! A Maia wychodzi dziś ze szpitala! I nic nie wie! Jak zobaczy pierścionek to może jej powiem. Z Rikiem tak ustanowiliśmy-zaśmiała się.
-Ross wie?-spytałam od niechcenia.
-Tak. Wiedział już wczoraj... Nadal się nie pogodziliście?-spytała Van.
-Nie wiem czy w ogóle to zrobimy. Zranił mnie-powiedziałam ze smutkiem i ściskającym sercem.
-Lau... Nie pozwól by głupia kłótnia zniszczyła waszą przyjaźń... Jesteś silna, mądra i taka śliczna... A w dodatku cierpisz jak nie rozmawiasz z nim... Ty go kochasz-powiedziała Van.
-Masz rację. Jest dla mnie jak brat-powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-No raczej. Kochasz go jak brata-powiedziała z ironią.
-No chyba, że nie inaczej-powiedziałam pewnie.
-Ale ty tak na poważnie?-spytała.
-Oczywiście. Nigdy nic do niego nie czułam. Poza przyjaźnią, rzecz jasna-zaśmiałam się.
-Ach Lau...-uśmiechnęła się Van i mnie przytuliła.
-A teraz opowiadaj jak ci się oświadczył, kiedy i co czułaś-powiedziałam przepełniona euforią.
-A więc tak-powiedziała Van i zaczęła opowiadać...
*Oczami Rossa*
<Chwilkę wcześniej>
-I co ja mam zrobić?-spytałem swojego najlepszego przyjaciela, czyli mojego brata.
-Najlepiej jak mówiła Ber - postaraj się. Kup jej kwiatki, czekoladki i przeproś-powiedział Riker.
-Serio?-spytałem patrząc nie niego wzrokiem ,,To nie przejdzie".
-No co? Na każdą to działa-powiedział Rik.
-Ale Laura jest wyjątkowa. Nie jest jak każda dziewczyna. Ona tak łatwo się nie da. Poza tym jest dla mnie ważna-powiedziałem smutny.
-Dobrze, że ci zależy na kimś, do kogo czujesz ,,coś"-podkreślił słowo coś.
-Sugerujesz coś?-zmarszczyłem brwi.
-Kochasz ją?-spytał Riker.
-Jak przyjaciółkę!-powiedziałem pewnie. Choć tak naprawdę nie wiem, czy byłem pewny...
-Van mówiła, że do niej idzie. Podsłuchamy? Może coś powie-powiedział Rik.
-Riker! Jesteś genialny!-krzyknąłem i podbiegłem pod jej drzwi, choć to i tak Riker słuchał o czym gadają.
-I co?-spytałem po chwili.
-Gadają o naszym ślubie-powiedział rozmarzony Rik.
-A co jeszcze? Może coś, co MNIE zainteresuje-powiedziałem z wyrzutem.
-O! teraz jest o tobie!-powiedział Riker.
-Odsuń się!-powiedziałem natychmiastowo i zacząłem się wsłuchiwać. Po chwili usłyszałem jak Van coś powiedziała:
,,-Ale ty tak na poważnie?"
A po chwili Laura dodała:
,,-Oczywiście. Nigdy nic do niego nie czułam (...)"
Dalej już nie słuchałem. To tak jakby ktoś wbił mi nóż prosto w serce lub pokruszył je na milion kawałeczków...
Tak, jakby ktoś wbijał mi szpilki i celowo zadawał ból...
To uczucie, którego nie da się opisać...
Nigdy nie czułem nic takiego.
-I co?-spytał Rik podchodząc do mnie i kładąc rękę na ramieniu.
-Powiedziała, że nigdy nic do mnie nie czuła-powiedziałem czując jak łzy próbują mi się wydostać z pod powiek.
-Ale nawet....-nie dokończył, bo mu przerwałem.
-Riker, nie rozumiesz? Nic. Przyjaźń czy cokolwiek innego też nie! Nic!-krzyknąłem i udałem się na dwór.
*Oczami Mai*
Nareszcie dziś dostaję wypis. Postanowiłam oczywiście na ten temat porozmawiać z przyjaciółką. Wyciągnęłam więc telefon i zadzwoniłam do Ryd.
-Cześć kochana! Co u ciebie?-spytałam z uśmiechem na ustach.
-Alexa i Rocky są razem!-powiedziała z euforią.
-Serio? Jak to? Od kiedy?-spytałam z euforią.
-Od dziś rano. Fajnie, co nie? W zasadzie od razu jej się oświadczył-powiedziała Rydel.
-Od razu? Ale czemu?-spytałam.
-Siostra Alexy ma pięć lat, a sąd nie chciał przyznać jej opieki nad siostrą. Jej rodzice nie żyją-powiedziała smutna Ryd.
-Ale że w ogóle?-spytałam.
-Jest jeden warunek: Alexa ma mało dochodów z baru i nie jest w stanie utrzymać siostry, więc albo znajdzie pracę, w której będzie dłużej pracowała, albo wyjdzie za mąż i się ustatkuje. Rocky połączył przyjemne z pożytecznym: wyjdzie za nią i adoptują razem małą-powiedziała wzruszona Ryd.
-Jejku! To słodkie!-powiedziałam z euforią-A co u ciebie i Ella?-spytałam przejęta.
-My też mamy coś wam do powiedzenia. Planujemy spotkanie. Tylko nie wiem kiedy i gdzie. Może namów resztę i wyjedziemy na hawaje?-spytała.
-No pewnie! Cudowny pomysł!-uśmiechnęłam się do słuchawki.
-A co u Rikera i Van? No i Lau i Rossa?-spytała.
-Rik i van są parą, ale to chyba już wiesz, bo pisali ci esa. A Lau i Ross... Nie widziałam ich dość długo... Jak się czegoś dowiem, to ci dam, znać. Teraz jeszcze godzinka i wyjdę ze szpitala-powiedziałam z uśmiechem.
-A kto cię odbierze?
-Chyba Van i Rik, ale nie jestem pewna... To zadzwonię wieczorkiem! Pa-uśmiechnęłam się i zakończyłam rozmowę. Teraz czekać, aby przekazać wiadomość o Rolexsie... A może.... Sami powiedzą?
*Oczami Van*
-Dobra młoda... Jedziemy po Mais-powiedziałam z uśmiechem.
-Masz jakieś palny na jutro?-spytała Lau.
-Jeszcze nie wiem, a co?
-Może wybralibyśmy się gdzieś całą piątką?
-Liczysz na to, że w grupie szybciej pogodzisz się z Rossem?-spytałam.
-Mam taką nadzieję... Wiesz, coś się ostatnio stało-powiedziała.
-Co takiego?-spytałam przejęta. Czułam całą sobą, że chce mi się zwierzyć, pierwszy raz w życiu, tak poważnie.
-Chodzi o to, że....
-Van słońce ty moje! Jedziemy po Maię!-powiedział Riker, który właśnie wszedł. No pięknie....
***
Wyszedł dziś mi trochę dłuższy :D Mam nadzieję, że nie gniewacie się za kłótnie Raury :) Rolexa planuje ślub? A co planuje Rydellington? :DDD Ale mnie wena naszła! Jak ja coś wymyślę... Ach! Strach się bać xD Dobra, ja szpadam i zostawiam pewien ważny komunikat, który dobrze znacie :*
Reklamy na moim blogu są tymczasowo wyłączone. 
Do napisania! :*****
Rozdział dedykuję wszystkim moim 56 misiom :)))

niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 89

*Oczami Laury*
-Ale fajnie. Ja też kiedyś chciałam uczyć się grać na fortepianie, ale jakoś nie mam do tego talentu-Berenika właśnie opowiadała mi o tym, jak Ross próbował ją uczyć grać na pianinie, ale jakoś jej nie szło.
-To tylko kilka miesięcy pracy i można się wyuczyć-zaśmiałam się.
-Nie mam aż tyle czasu. Jak na razie zajmuję się studiami-powiedziała zasmucona.
-A co cię tu sprowadziło, do Włoszech?-spytałam.
-Mieliśmy zrobić projekt ,,Najładniejsze miasto świata i jego zabytki" i zaprojektować go w 3D. Jestem architektem. Dlatego właśnie wybrałam Rzym. I postanowiłam odwiedzić siostrę-zaśmiała się.
-Fajnie, że studiujesz-powiedziałam sama zaczynając myśleć o studiach.
-Uwierz mi, żałuję. Gdybym mogła cofnąć czas na pewno bym nie poszła na studia. Nie mam na nic czasu, tylko nauka, nauka i jeszcze raz - nauka. Dosłownie ona zajmuje całe twoje życie-powiedziała lekko zasmucona.
-Słyszysz?-spytała, kiedy ktoś zaczął pukać do drzwi.
-Pójdę otworzyć-powiedziałam i wstałam, aby podejść do drzwi. Po chwili pociągnęłam za klamkę, ale jak zobaczyłam kto stoi w drzwiach - zamknęłam je z trzaskiem.
-Kto to?-spytała Berenika.
-To tylko Ross-powiedziałam zła.
-Lau, otwórz-słyszałam jak znów się dobijał. O nie... Dziś mnie już na litość nie weźmie.
-Przepraszam cię Lauro, ale zasiedziałam się. Muszę już iść-powiedziała Ber i wstała biorąc swoje rzeczy.
-Już? Tak szybko?-znów uśmiech zszedł mi z twarzy. Polubiłam ją.
-Muszę iść jeszcze do siostry-powiedziała z uśmiechem.
-No dobrze. To cię nie zatrzymuje. Do zobaczenia-przytuliłam ją na pożegnanie. Po chwili otworzyła drzwi i wyszła, ale Ross nadal się dobijał.
-Laura... Proszę cię-powiedział już po jakiś pięciu minutach dobijania się. Wstałam, podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
-Czego?-warknęłam.
-Chciałem cię przeprosić-powiedział ze skruchą.
-Tak jak po naszej pierwszej kłótni, czy tak jak na lotnisku?-zapytałam przerywając mu i przypominając o tym, jak kiedyś już bardzo mnie zranił.
-Przestań. Ja do ciebie rękę wyciągam, a ty te rękę kopiesz-powiedział.
-Mam zademonstrować?
-Laura no! Nie możesz po prostu mi wybaczyć? Jesteśmy przyjaciółmi, tak?
-Nie Ross. Nie jesteśmy. Przyjaciel znosi cię takim jakim jesteś i nie zostawi cię, gdy najbardziej tego potrzebujesz. Więc nie mień się mianem mego przyjaciela-powiedziałam ze złością i zamknęłam mu drzwi.
Jak wypowiadałam te słowa, to tak, jakbym szpilki sobie wbijała w serce. Zabolało. Bardzo. Ale teraz najmniej mnie to obchodziło. Zranił mnie, tak jak ja przed chwilą swoimi słowami. ,,I co? Ulżyło ci? Wykrzyczałaś się, pokłóciłaś jeszcze bardziej, dobiłaś leżącego i jeszcze wprawiłaś się w okropne samopoczucie. Lepiej ci? Zadowolona?" - krzyczałam na siebie w myślach. A ja miałam Maię, za złą osobę. Teraz widzę, że sama jestem okropna.
*Oczami Rossa*
Szczerze mówiąc miałem już dość. Ja do niej wyszedłem z przeprosinami, a ona co? Jeszcze na mnie nawrzeszczała! Nie powiem - zabolało. Nawet bardzo. Ale co ja mogłem jeszcze zrobić? Chyba zrobiłem już wystarczająco dużo. Teraz miałem tego dość.
-Ross! Czekaj!-krzyknął za mną kobiecy głos. Odwróciłem się i zobaczyłem... Berenikę. Tylko co ona tu robi?
-Berenika? A ty nie poszłaś?-spytałem. Mijała mnie w drzwiach...
-Miałam iść do siostry, ale wiedziałam, że Lau i tak cię wyrzuci prędzej czy później-uśmiechnęła się do mnie.
-A więc? O co chodzi?-spytałem.
-Jak rozmawiałam z Lau to dużo mi o sobie opowiedziała. Ty zapewne wiesz więcej ode mnie, co ona lubi i w ogóle. Jak chcesz ją przeprosić to się postaraj, Ross-powiedziała po czym szybkim krokiem opuściła hotel. ,,To się postaraj" - te słowa krążyły w moim umyśle. Tylko co ja mam niby zrobić?
*Oczami Vanessy*
Nie mogłam zasnąć. Dzisiejszy dzień dostarczył mi bardzo dużo emocji, więc jakoś nie mogłam. Spojrzałam na swój palec. Od razu przypomniała mi się scenka z dzisiejszego dnia...
,,O zobacz, kelner przyniósł zamówienie-powiedziałam do Rikera. Ale zamiast zamówienia, pod taca zobaczyłam małe czerwone pudełeczko z sercem na środku i napisem ,,I love You". Nie powiem - wzruszyłam się jeszcze bardziej. Riker wziął pudełko, otworzył je i na palca wsunął mi to cudo:"
Życie jest piękne...
*Oczami Laury*
Osunęłam się na drzwiach od pokoju hotelowego i zaczęłam płakać. Nie radziłam sobie zbytnio z emocjami, jeżeli chodziło mi o bliskie osoby. 
Przecież Ross jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu, jak nie najważniejszą. Jest moim przyjacielem, a ja go tak potraktowałam...
Przecież przez te głupie słowa mogłam go stracić na zawsze... A może już to zrobiłam? Kto to wie...
Z takimi myślami, nawet nie wiedziałam kiedy - zasnęłam...
***
Hejka! Chciałam na wstępie podziękować za klikanie w reklamy ^^ Ale jak mówiłam: nadal o to proszę, bo to wspomaga moją pracę :). Rozdział dedykuję moim dwóm nowym czytelniczką:
Wiktorii Martin 
oraz
Mei Lili (przepraszam, jak źle napisałam)
Nadal nie mam weny, dlatego przepraszam za cuś takiego :/ 
Do napisania!

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 88

*Oczami Laury*
Postanowiłam nie wracać do hotelu. Chciałam tylko pobyć sama. Usiadłam na jakiejś z ławeczek i zaczęłam rozmyślać.
Beznamiętnym wzrokiem podążałam za każdym spotkanym człowiekiem. Niektórzy szli wolno inni bardzo się śpieszyli. Jedni szli z drugą połówką, dzieckiem bądź kimś innym, a inni całkowicie sami.
Był już wieczór, więc miasto o tej porze było jeszcze piękniejsze. Ja jednak nadal siedziałam na ławce nie robiąc nic.
Kiedy ściemniało się coraz bardziej, a lampy uliczne dały o sobie znać zapalając się po kolej, wtedy postanowiłam jednak udać się do hotelu. Zostało tylko znaleźć transport.
Wstałam z ławki i natychmiastowo na kogoś wpadłam.
-Przepraszam-wymamrotałam nie patrząc na tę osobę. Po chwili zdałam sobie sprawę, że przecież nie jestem w L.A więc ta osoba chyba mnie nie rozumie.
-Nic się nie stało-odpowiedział kobiecy głos. Spojrzałam na tę osobę zdziwiona, że tak płynnie mówi po angielsku.
-Berenika...-wyszeptałam jakby sama do siebie.
-Tak. To ja-uśmiechnęła się-Fajnie, że pamiętasz moje imię.
-Nie ma z tobą Rossa?-spytałam zdziwiona.
-Nie. Wrócił do hotelu. Dużo mi o tobie opowiadał-zaśmiała się. Rozmawiali... O mnie?
-Serio?-tylko tyle z siebie wydukałam.
-No... Z jego opowiadań jesteś idealna! A to, że jesteś śliczna i masz piękny uśmiech to wiem z tego, bo cię widzę-ponownie się zaśmiała. On serio tak o mnie mówił?
-Tak ci mówił?-lekko się uśmiechnęłam.
-No tak. Mówił też, że się pokłóciliście.
-Szybko nawiązuje kontakt z nowymi-powiedziałam mając na myśli to, że wspomniał nawet o naszej kłótni.
-Nieznajomymi? On jest moim kuzynem! Znam go od dziecka-uśmiechnęła się szeroko. Nagle uśmiechnęłam się i ja i poczułam... Ulgę? Kamień spadł mi z serca. Tylko dlaczego...
-Dużo masz jeszcze czasu?-spytałam.
-A chcesz ze mną porozmawiać?-spytała z nadzieją.
-Chętnie cię poznam bliżej-uśmiechnęłam się szeroko do niej.
-Ale fajnie! Lubię poznawać koleżanki Rossa-powiedziała z uśmiechem.
-Aż tyle ich było?-spytałam całkiem poważnie.
-W tym problem, że nie. Dlatego powiedziałam, że to lubię. Ross mówił mi, że nie jesteście parą. A szkoda-zrobiła smutną minę. No w sumie...-To gdzie idziemy?-teraz się uśmiechnęła.
-Może jak chcesz to do mnie do hotelu-powiedziałam proponując miejsce przechadzki.
-Spoko. Mi pasuje. To w drogę!-zaśmiała się.
*Oczami Rossa*
-Jak to się pokłóciliście?!-spytała Vanessa.
-Jak to jesteście narzeczeństwem?!-spytałem patrząc to na jedno to na drugie. Siedzieliśmy właśnie w moim pokoju.
-Normalnie. Nie zmieniaj tematu-powiedział Riker.
-Jejku... Zapomniałem drogi do wyjścia z Koloseum, wydarła się za to na mnie, to ze złości ją tam zostawiłem, potem wyszła, zobaczyła mnie i Berenikę i uciekła-powiedziałem zgodnie z prawdą.
-Jaką Bereniką?-zapytała zdziwiona Vanessa.
-Naszą kuzynką-powiedział Riker.
-A teraz mówcie o tym ślubie. Riker, czemu żeś mi nic nie powiedział?-spytałem z wyrzutem.
-O jejku... Masz problemy. To wyszło tak spontanicznie... Ale to nie zmienia faktu, że Lau jest sama w obcym mieście, nie odbiera telefonu, a już prawie 21:00-powiedział załamany Rik.
-Znajdzie się. Nie jest dzieckiem-powiedziałem całkiem na luzie.
-Jak ty tak możesz ze spokojem o swojej przyjaciółce mówić?-warknął Riker.
-Gdyby na mnie nie naskoczyła byłoby dobrze. Co ja zrobię, że ona tak marudzi?-spytałem po chwili.
-Marudzi? Marudzi?!-Van wybuchła-Nie waż się mówić tak o mojej siostrze!-Vanessa naskoczyła na mnie.
-Nie denerwuj się Ness-Rik próbował ją uspokoić.
-Dobra. Przeproszę ją, pasi?-spytałem.
-Ty masz ją przeprosić z dobroci serca, a nie, bo my ci tak karzemy-powiedział Riker.
-Ale ja serio chcę się z nią pogodzić-powiedziałem.
-To się postaraj-syknęła Vanessa-A teraz wybaczcie, idę spać-powiedziała i wyszła.
-Co ty żeś narobił młody?-spytał Riker.
-Nie zataiłem nic przed wami w przeciwieństwie do ciebie-powiedziałem ze złością i wyszedłem...
***
Przepraszam, ale od wczoraj mam totalny brak weny :/ Nie wiem już czy cokolwiek mi pomoże :/ W każdym bądź razie chcę jeszcze raz przypomnieć: ,,Klikajcie w reklamy!"  Rozdział dedykuję nowej czytelniczce:
BlueBerry
Do napisania!
Mam nadzieję, że szybko...

środa, 26 listopada 2014

Rozdział 87

*Oczami Laury*
<Godzinę później>
-Nie bój nic! Znam te drogę na pamięć!-powiedziałam sarkastycznie naśladując Rossa. Od godziny szukamy wyjścia z tego Koloseum, a on nawet nie potrafi mnie wyprowadzić stąd! Utknęliśmy!
-Nie marudź! Przecież szukam, tak?-powiedział równie zdenerwowany Ross.
-Szukam? Szukam?!-wybuchnęłam-Od godziny tak powtarzasz! ,,Szukam". Poszukać, to ty se możesz mózgu!-warknęłam. Odwrócił się w moją stronę z wściekłością wymalowaną na twarzy.
-Ach tak?-spytał patrząc mi w oczy.
-Tak. Dokładnie-syknęłam.
-To w takim razie sama sobie szukaj tego wyjścia-powiedział, a raczej warknął i odszedł ode mnie zostawiając mnie samą w obcym miejscu. A żeby wiedział, że znajdę...
*Oczami Vanessy*
<Godzinę wcześniej>
-Wow... Riker, ja się nie spodziewałam. Wow-to jedyne, co z siebie wydusiłam. Riker nadal na mnie patrzył z wyczekiwaniem. Zapewne czekał na moją odpowiedź. Po chwili moje rozmyślania oczywiście okazały się prawdą:
-No to?-spytał wyczekująco. Dopiero teraz zobaczyłam, że wszystkie osoby z kawiarenki gapią się na nas. Ale nie miało to dla mnie większego znaczenia.
-Ja... Ja... Ja...-w kółko powtarzałam to słowo. Widziałam, że Rik powoli tracił nadzieję.
-Nessa... Bez względu na to co odpowiesz - nie obrażę się. Nie będę miał do ciebie pretensji. Nie będę ci tego wypominał czy przypominał. Po prostu dałem ci mój akt miłości w kilku słowach i chciałem ci pokazać, że myślę o nas poważnie. Że planuję z tobą przyszłość, rodzinę... Życie, którym jesteś-powiedział. Doszczętnie się wzruszyłam. Nie sądziłam, że powie mi coś takiego. Dlatego łkając (ze szczęścia) przytuliłam go z całej siły i wyszeptałam krótkie:
-Przykro mi...
*Oczami Laury*
<W tym samym czasie, co na początku>
Wreszcie dotarłam do końca. Wyszłam, ale pozostał jeszcze jeden problem - jak znaleźć hotel? Gdzie jest? Jak daleko się znajduje?
Zamiast zobaczyć taksówki, hotelu czy czegoś zobaczyłam coś innego. A raczej kogoś. I nagle moja radość spowodowana tryumfem zwycięstwa (czytaj wyjścia z Koloseum) zamieniła się w totalną złość.
-O Laura-odwrócił się w moją stronę bez jakichkolwiek uczuć-A myślałem, że zostaniesz tam na zawsze. No popatrz - myliłem się-powiedział patrząc na moją twarz ze stoickim spokojem.
-No popatrz - myślałam o tobie dokładnie to samo - że zgubiłeś się niczym dziecko w sklepie z zabawkami. A jednak!-syknęłam.
-Pewnie gdybym był sam, to bym nie wyszedł. Ale była ze mną ta oto piękna niewiasta. Lauro, poznaj moją przyjaciółkę - Berenikę. Berenika, to jest Laura-powiedział przedstawiając mi śliczną brunetkę z czarującym uśmiechem, a mnie nie wiem czemu - zabolało serce. Mocno...
-Super-syknęłam po raz kolejny.
-Miło cię poznać-powiedziała ze szczerym uśmiechem dziewczyna.
-Tsa... Ciebie również-powiedziałam ironicznie i czym prędzej poszłam stamtąd z trudem hamując łzy. Tylko czemu ja płaczę?
*Oczami Rikera*
Brunetka przytuliła mnie i szepnęła:
-Przykro mi... Ale przez to, co powiedziałeś będziesz musiał się męczyć ze mną do końca życia.
Uśmiechnąłem się.
-Mnie to tam pasuje. Nawet bardzo.
-Musisz też wydać pieniądze na ślub i wesele-powiedziała. Czułem jak się uśmiecha.
-Nie przeszkadza mi to. Dla takiej dziewczyny jak ty zrobił bym wszystko-powiedziałem, a ona odkleiła się ode mnie.
-Weź, bo ludzie się dziwnie patrzą-powiedziała cała czerwona.
-Pragnę ci przypomnieć moja droga, że to ty mnie przytuliłaś-zaśmiałem się.
-Nie bądź szczegółowy-powiedziała-Zobacz. Nasze zamówienie idzie.
Po chwili przyszedł kelner z zamkniętą tacą. Jak ją otworzył Van otworzyła szeroko oczy...
*Oczami Rossa*
-Co jej się stało?-spytała Berenika.
-Nie wiem. To znaczy wiem. Pokłóciliśmy się-powiedziałem ze smutkiem.
-O co?-spytała dziewczyna.
-Nie ważne. Cieszę się, że tu jesteś. Nie spodziewałem się, że po tylu latach cię jeszcze zobaczę-zaśmiałem się.
-Przyjechałam do siostry. Wiesz przecież, że rzadko się widujemy.
-Wiem. Przecież jesteś moją kuzynką-zaśmiałem się.
-To teraz gdzie idziemy?-spytała.
-Może... Nie wiem. Sama wybierz.
-Szkoda, że nie ma tej ślicznej brunetki. Chciałabym ją bliżej poznać. A mogę cię o coś zapytać?-spytała.
-Śmiało. Jesteśmy przecież rodziną-uśmiechnąłem się.
-Czy wy jesteście parą?-spytała. Takiego pytania się nie spodziewałem.
-Nie. Nie jesteśmy-powiedziałem stanowczo.
-A szkoda. Chciałabym mieć taką kuzynkę-zaśmiała się. resztę drogi do ,,gdzie nas nogi poniosą" spędziliśmy w ciszy...
***
Witajcie moje misie <3 Rozdział trochę wcześniej (jak ja uwielbiam środy... xD). Mam nadzieję, że trochę was zaskoczyłam ,,pierwszą" (niekompletną) odpowiedzią Vanessy :) Kłótnia Raury? Ja i moje pomysły :D 
Jeżeli lubicie moje OSy to mam cuś specjalnie dla was :D
Napisałam pierwszą z kilku części mojego OSa na tym blogu: http://one-shot-abi.blogspot.com
Zapraszam serdecznie :D
Kolejna sprawa (kolejna... cały czas o niej piszę, bo jest dla mnie ważna) Klikajcie kochani w reklamy! One wspomagają moją pracę! Dziękuję jeszcze raz tym, którzy to robią (a mam licznik kto i kiedy wchodzi ^^) Rozdział z dedykiem dla:
Mojego koffanego Patataciątka, które pisze tak genialnie, że zabiera dech w piersiach ^^
Ewci, która dopiero zaczyna przygodę z bloggerem i jest genialna! A nawet dla mnie poświęca swój telefon :) 
Żeleczkowi, którego uwielbiam ^^
Patce Cher, na której rozdział jakże cenny czekam już dłuższy czas, ale wiem, że warto ^^ (Spokojnie, ja po słodyczach też mam cuś takiego jak ty po kinderkach xD)
Karci Lynch, która zawsze komentuje :D
Tuli Marano, która była moją pierwszą obserwatorką na pierwszym blogu :DDD
Lauren Coolness, która zawsze jest ze mną :)
Klaudii Yeah, która pozytywnie komentuje to beznadziejstwo, a wmawia mi, że jest inaczej ^.^
oraz 
Natalii<3 ta dziewoja jest odkąd pamiętam i zawsze komentuje ^-^
Do napisania :***