Pisałam go.. Ojć... Długo... Bo na telefonie było mi ciężko. Starałam się nie robić błędów, więc pisałam wolno. Ale i tak są... Opowiadanie jest dość krótkie i mało ,,wzruszające" (trzy razy zmieniałam fabułę) więc przepraszam, za takie cuś :/
(błędów niestety poprawić nie mogłam :/ Jak tak pacze, to aż w oczy rażą :D Uroki TB...)
,,Inna"
Niczym kartka z pamiętnika z dopowiedzeniem końcówki przez narratora.
Czasem życie nie jest taki, jak nam się wydaje... Czasem mamy ochote uciec od tego wszystkiego... Czasem myślimy, że nic dobrego nas już w życiu nie spotka. A tu nagle pojawia się taki ktoś, kto wywraca nasze życie do góry nogami.,..
Przypadkowe spotkanie sprawiło, że ta osoba była kimś, bez kogo nie mogłam żyć...
Pracowałam w małej knajpce. Uwielbiałam tam chodzić, bowiem ludzie byli mili, a moje współpracowniczki - cudowne.
Zawsze byłam optymistycznie nastawiona do świata i zawsze mnie to cieszyło.
Ale byl jeden szczególny dzień, którego nigdy w życiu nie zapomnę...
-Co podać?-podeszłam do jakiegoś chłopaka w kapturze. Siedział nonszlancko. Tylko blond czupryna wystawała mu spod kaptura.
-A co pani poleca?-spytał uprzejmym głosem.
-Na dziś danie dnia.
-A co to takiego?
-Kebab i frytki-zaśmiałam się.
-To niech będzie-podniósł na mnie swój wzrok i też się uśmiechnął. Pierwszy raz w życiu widziałam takie oczy... Tak mocno intensywnie czekoladowe...
Nie należałam jednak do osób, które się zamyślały, więc raz dwa zapisałam zmówienie i poszłam je złożyć.
Od tamtego czasu tego chłopaka widywałam codziennie, mimo, że nie miałam pojęcia skąd pochodzi i kim jest.
Pewnego dnia zostawił mi karteczke, wraz z oddanymi pieniędzmi.
Na niej była krótka wiadomość:
,,Spotkamy się? :) "
Zaśmiałam się delikatnie, ale postanowiłam też pobawić się w podchody. Na tej samej karteczce odpisałam:
,,Czemu nie"
Oddałam mu ją dopiero, jak następnego dnia przyszedł do knajpki.
Przeczytał wiadomość i uśmiechnął się do mnie.
-O której pani kończy pracę?-spytał.
-Dziś o 17:00-uśmiechnęłam się.
Nowy znajomy? Może... Myślałam, że po tym jednym spotkaniu sobie odpuści. Nie chciałam nowych znajomości. Wydawał mi się być miły, a ja nie miałam zamiaru go ranić.
-To poczekam.
-Ale jest 14:00-zmrużyłam brwi.
-Mam czas-zaśmiał się.
I tak od jednego spotkania się zaczęło. Gdy nie chcialam umawiać się na resztę, to tak długo prosił, aż wybłagał spotkanie.
W końcu stał się mi bardzo bliski... Mówił, że pracuje niedaleko, studiuje... Takie tam...
Ale ja miałam coraz gorsze wyrzuty sumienia.
Wróciłam pewnego dnia do domu cała zapłakana. Mama spytała co się stało. Opowiedziałam jej o Rossie.
Stwierdziła, że za bardzo się angażuje w te spotkania i wkrótce mogę się w nim zakochać. Powiedziała też, że nie mogę go wiecznie okłamywać...
I takim sposobem postanowiłam zakończyć tę znajomość.
To miało być ostatnie spotkanie...
Ostatnie...
Spotkaliśmy się nad morzem. Piszczysta plaża, piękny zachód słońca... Mieszkałam we Włoszech, chociaż na dzielnicy, gdzie są sami Amerykanie... Sama byłam Amerykanką... Ross też... Amerykanem w sensie...
-Co chciałaś mi powiedzieć?-uśmiechnął się do mnie.
-To, co powiem, raczej nie będzie przyjemne-powiedziałam patrząc mu w oczy.
Spacerowaliśmy przy zachodzie słońca. Atmosfera jednak nie była zbyt miła...
-Laura. Jesteś moją przyjaciółką, ale czuję, że łączy nas coś więcej. Nigdy w życiu nie spotakałem nikogo takiego, jak ty. Możesz mi powiedzieć wszystko.
Po tych słowach coraz bardziej zżerały mnie wyrzuty sumienia...
-Ross.. Też cię lubię i dlatego... Ja...-nie dokończyłam, bo ujął moją dłoń.
-Ja cię kocham Laura-dodał.
Zamurowało mnie...
Czyli to, co mu powiem...
On się załamie...
-Ross... Nie możemy się już spotykać.
Po tych ciężko wypowiedzianych słowach, Ross puścił moją dłoń.
-C-Co?-spytał.
-Jestem jak bomba zegarowa, która niedługo wybuchnie. Chcę zmniejszyć liczbę ofiar.
-Laura o czym ty mówisz?-nadal nie rozumiał. Spojrzałam mu w oczy i ze łazmi powiedziałam:
-Ross, ja mam białaczkę.
Jego reakcji nie da się opisać...
Ten żal w jego oczach...
Ten ogromny żal...
Łzy, które zaczęły się zbierać i powoli opuszczać gałkę oczną, pozostawiając smugi na policzkach...
-Od jak dawna?-spytał.
-Dwa lata.
To jeszcze bardziej go załamało.
-Laura... Ja mimo to, chcę być z tobą.
Te słowa odbijały się jak echo w mojej głowie. Zaczęłam płakać, bo zdałam sobie sprawę, że Ross też nie jest mi obojętny...
<Narrator>
I miesiące, które ze sobą spędzili były najwspanialszymi w ich życiu.
Ale to, co dobre, szybko się kończy. Po niecałych pięciu miesiącach Laura przegrała walkę z białaczką.
Ross nie był już potem z nikim. Aż do końca zachował ją w pamięci... Do końca...
Cudo *-*
OdpowiedzUsuńWspaniały♥
OdpowiedzUsuńCudo <3
OdpowiedzUsuńŚwietny!
OdpowiedzUsuńNowy - pikny! Świetny i wzruszający :')
OdpowiedzUsuńSuper.
OdpowiedzUsuńŚwietny, masz mega zajefajny talent :D zapraszam na mój blog:
OdpowiedzUsuńhttp://tajemnicaichserc.blogspot.com/
Cudowny*-* Kocham Gwiazd Naszych Wina. Czekam na następny OS.
OdpowiedzUsuń