niedziela, 8 marca 2015

One Shot :)

Dziś nie rozdział, a ,,promujący" OS :)
Link do bloga mojej koleżanki: http://danrerouslukehemmingsff.blogspot.com

Opowiada on o Luke Hemmings i reszcie 5SOS oraz o Mess Black :) Proszę, wchodźcie i komentujcie, jeżeli lubicie takie opowiadania ;)

Napisałam OSa na podstawie jej bloga (czasem wyprzedzałam fakty, bo znam jego fabułę. Pisała mi w zeszycie :) )

Także OS jest o Lau i Rossie, a blog o Luke i Mess :)
 Oto on:
To miał być zwyczajny dzień. Miałam zwyczajnie wstać, zwyczajnie zjeść śniadanie i zwyczajnie spotkać się z przyjaciółmi w szkole. Ale nie był zwyczajny. Wtedy brałam go za najgorszy dzień mojego życia, bo nie widziałam, co mnie czeka w przyszłości. A nie zapowiadało się ciekawie. Bo wcale tak nie było. Można by rzec - okropnie. 
Tego dnia wstałam przecierając oczy ze zmęczenia. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę 6:25. Za pół godziny miałam mieć autobus, więc zaczęłam się szykować. Przeczesałam moje gęste włosy, musnęłam usta błyszczykiem i nałożyłam odrobinę tuszu na rzęsy. 
Zeszłam na dół.
-Hej Michael-przywitałam się z bratem. Był dla mnie wszystkim odkąd nasi rodzice zginęli w wypadku. A stało się to jakieś dwa lata temu. Od tego czasu zbliżyłam się do Michaela jak nikt inny.
-Zrobiłem ci śniadanie-pokazał na stół, na którym znajdowały się kanapki z nuttellą. On wie, co dobre.
-Dziękuję-powiedziałam siadając do stołu.
-Spakowana?-spytał wstawiając wodę na herbatę.
-Tak. Spakowałam się wczoraj-odparłam wgryzając się w kanapkę.
-Niczego nie zapomniałaś, prawda?-spytał patrząc na mnie.
-Przestań traktować mnie jak dziecko-odparłam z uśmiechem.
-Dla mnie ciągle będziesz małą siostrzyczką, Lau-uśmiechnął się do mnie. Uwielbiałam ten uśmiech. Napawał mnie optymizmem na lepsze jutro.
-Dobra, ja się zbieram-odpowiedziałam kończąc jeść kanapkę.
-Ale nie zjadłaś wszystkiego-powiedział z wyrzutem.
-Muszę iść jeszcze umyć zęby. Spotkamy się później, kupię se jakiegoś batona w szkole.
-Nie se tylko sobie-poprawił mnie. Przekręciłam oczami po czym wykonałam czynności, o których już mówiłam. 
***
Niestety nie dane mi było dojść do szkoły. tego dnia żałowałam jak jeszcze nigdy, że nie zostałam w domu. Mogłabym cieszyć się jeszcze towarzystwem Michaela, a tak?
-Puść mnie!-taki krzyk wydałam z siebie, jak dwóch zakapturzonych zbirów złapało mnie za ramiona, wrzuciło do bagażnika czarnego BMW i gdzieś wywiozła. Płakałam jak nigdy. A najgorsze miało być dopiero przede mną. 
-Wypuśćcie mnie! Ja wam nic nie zrobiłam!-krzyczałam dławiąc się łzami. Wszystko działo się tak szybko.
-Proszę cię, weź ją uspokój, bo kulkę w łeb dostanie-odpowiedział jakiś męski głos. Natychmiast przestałam cokolwiek mówić. Strach przed śmiercią przewyższył wszystko.
-No popatrz, sama się przymknęła-zaśmiał się zapewne ten drugi. Pierwszy głos był straszniejszy.
***
Nie wiem ile tak jechałam, ale w końcu wypuścili mnie. To znaczy wpuścili. Do jakiegoś obskurnego domku, który znajdował się nie mam pojęcia gdzie.
-Ja was naprawdę nie znam. Błagam wypuśćcie mnie. Jestem zbędnym balastem-zaczęłam się tłumaczyć. Czy dużo musiałam mówić? Nie. Spojrzeli na mnie jakbym była jakaś niedorozwinięta, po czym pokręcili głową z niedowierzaniem. Zrozumiałam - ja stąd szybko nie wyjdę. O ile w ogóle. 
-Powiecie mi o co w ogóle chodzi?-spytałam czując jak moje oczy puchną i szczypią jeszcze bardziej. Kolejna dawka łez.
-Słuchaj. Twój brat wisi nam sporo pieniędzy. Nic ci się nie stanie, jak on nam je odda i jak przestaniesz gadać-odezwał się jakiś blondyn. Przynajmniej jakaś blond czupryna wystawała z pod kaptura.
-A mogę wiedzieć ile?-spytałam patrząc na niego. Przystał na chwilkę, by spojrzeć mi w oczy. tam myślę, bo ja go nie widziałam.
-Dwadzieścia tysięcy-odpowiedział. Rozpłakałam się podnosząc dłoń do ust.
-On tyle nie ma-powiedziałam z płaczem.
-To stąd nie wyjdziesz-powiedział tak, jakby to było normalne. Byłam załamana...
***
Zostałam wpuszczona do jakiegoś pokoju. Lekko obskurny i ziemny, ale warunki, jak na porywaczy, były bardzo dobre. Dostałam też ubrania na zmianę. 
Spojrzałam na swoje nadgarstki. Były czerwone, od ciągnięcia mnie przez zbirów. Nie podobało mi się to wszystko. Za co Michael miał oddać kasę? Przecież on nigdy długów nie miał...
Chyba, że o czymś nie wiem.
-Złaź na dół-ktoś bez pukania wszedł do mojego pokoju i syknął w moją stronę takie słowa.
-Bo jak nie, to co?-spytałam obojętnym tonem. Mój strach przerodził się w arogancję.
-Nie pyskuj lepiej, bo coraz mniej cię lubię-odpowiedział ze sztucznym uśmiechem i trzasnął drzwiami. Westchnęłam głośno. Nawet nie zdążyłam się przebrać...
No cóż. Zeszłam na dół. Tam zastała mnie niezbyt miła niespodzianka. 
Zobaczyłam po wszystkich twarzach. Sami faceci... Nie dobrze.
-Calum, wytłumacz naszej Laurze, za co tu jest-skąd ta blond małpa zna moje imię?
-Twój brat, jak zapewne Ross ci mówił, wisi nam kasę-czyli ten głupek to Ross. Już źle mi się kojarzy to imię.
-Ale za co?-spytałam. I to był mój błąd.
-Rodzice cię nie nauczyli, że nie przerywa się jak ktoś mówi?-spytała ta blondyneczka. Zapewne farbowana. Rossmita... Ja i moja wyobraźnia...
-Wykiwał nas. Nie wiedziałaś, że jest ćpunem?-spytał ten... Calum?
-Że co?! On  na pewno nie! Osoby wam się pomyliły! To jakaś bzdura!-zaczęłam krzyczeć.
-Czyli nie wiedziała...-odezwał się jakiś inny koleś. Kolejny.
-Pierwszy szok masz za sobą-odezwał się blondyn. No błagam... To jakieś jaja.
-Jeżeli odda nam kasę, jesteś wolna-powiedział spokojnie ten trzeci. 
-Ale dlaczego, za jakieś chore błędy mojego brata mam płacić ja? Ja wam nic nie zrobiłam! Chcę do domu!-zaczęłam krzyczeć.
-Żadna laska nie sprawiała tyle problemów-odparł Ross. Co za... Ugh!
-Mam tego dość!-krzyknęłam i wbiegłam na górę.
-Stój!-oczywiście kto za mną pobiegł? No kto? No Ross!
-Nie mam zamiaru!-już byłam na górze, gdy poczułam mocne szarpnięcie za ramię. Syknęłam z bólu.
-Jak mówię stój, to masz się zatrzymać. I nie pyskuj-warknął. Myśli, że się go boję?
-Bo jak nie, to co?-spytałam patrząc mu w oczy. Teraz mogłam mu się przyjrzeć. Miał ciemne oczy, intensywne i z każdą sekundą coraz bardziej czarne. Mały nos, śliczne usta i idealnie ułożone włosy. Był przystojny. Szkoda tylko, że taki pusty.
-Bo pożałujesz-syknął mocniej ściskając moje ramię. Od razu napomknę, że wokoło przybyło jego koleszków. 
-Puszczaj mnie-warknęłam zaciskając zęby.
-Nie mam zamiaru. Masz się słuchać.
-Słuchaj ty blond włosa Roszpunko! Mam cię dość i tego, że zatruwasz mi przestrzeń osobistą. masz się ode mnie odsunąć, rozumiesz! Nie jestem twoją zabawką! Jesteś najgłupszym człowiekiem, jakiego znam!-i wtedy zamroczyło mnie trochę. Moja głowa poleciała w bok. Poczułam ostre pieczenie na policzku. Uderzył mnie. Wysiliłam się, choć nie było to łatwe, by spojrzeć mu w oczy. Ciężko oddychał. Jego klatka unosiła się i opadała. Oczy, były mniej czarne i z każdą sekundą, coraz mniej. Nie panował nad sobą i widziałam, że zaczął powoli żałować.
-Odsuń się od niej!-krzyknęła jakaś dziewczyna.
-Nina błagam. Odejdź stąd-powiedział mężczyzna stojący obok Caluma. Ona nie zważała na ich słowa. Po prostu odepchnęła Rossa ode mnie, wzięła pod ramię i zaprowadziła do pokoju. 
Przegadałyśmy chyba pół nocy...
***
Obudziłam się rano. Na podłodze leżała Nina. Szybko wskoczyłam do toalety, ubrałam się w ciuchy, które miałam przygotowane wczoraj i zrobiłam sobie koka. Miałam niezły ślad po wczorajszym uderzeniu. A piekło...
-Wszystko okey?-gdy tylko wyszłam z toalety Nina z lekkim uśmiechem do mnie podeszła.
-Tak. Tylko policzek mnie lekko boli.
-On zazwyczaj taki nie jest. Nie lubi sprzeciwu-powiedziała ze skruchą.
-Dlaczego po prostu mnie nie zabije?-spytałam.
-Bo bardzo ją przypominasz-wyszeptała.
-Kogo?
-I tak już za dużo wiesz. Musisz wiedzieć, że on nie zrobi ci większej krzywdy. Ale nigdy nie spotkał takiej dziewczyny, która by się go nie bała. Musisz tylko uważać, a on cię uwolni.
-Obiecujesz?-spytałam.
-Obiecuję-uśmiechnęłam się do niej i zeszłam na śniadanie.

Reszta u niej na blogu ;) Zapraszam, jeżeli choć trochę was zaciekawiła ta historia. Kochani! Komentujcie mi tutaj (jej oczywiście też) czy wam się podoba :*
Rozdział jutro ;)

12 komentarzy: