sobota, 21 marca 2015

One Shot 3 i notka

Na początku dodam, że jest to chyba jedyny blog, jaki będę prowadziła. Są dwa powody - brak weny na Dark i niskie zainteresowanie Dreams. (jak chcecie wyjaśnienie przeczytajcie notkę na Dark :) )
Mimo to, kocham pisać dlatego OSy będą :*

Poniżej trzeci OS z mojego bloga ;)

*Oczami Laury*
Ulubiona książka i miejsce na ławce w parku - to było jedyne co potrzebowałam do szczęścia. Zresztą co mogła chcieć więcej dwudziestoletnia dziewczyna, która wszystkiego miała pod dostatkiem? Rodzice zawsze rodzinę stawiali na pierwszym miejscu, a że byłam jedynaczką - ich miłość była skierowana jedynie do mnie. No i między siebie oczywiście. Tata, mimo że pracował w wielkiej firmie zawsze poświęcał mi dużo czasu. Mama pracowała z nim na jednym dziale, więc w zasadzie non stop byli ze sobą.
Pamiętam, że rodzice rzadko się kłócili. A jak już to robili, to w tym czasie kiedy mnie nie było. No albo w innym pomieszczeniu.
Kto by mógł pomyśleć, że jedno spojrzenie, jeden gest, jedno słowo... To wszystko może zaowocować czymś nowym? Zmienić czyjeś życie? Pokazać mu, że jest inaczej? Że można żyć inaczej?
W każdym bądź razie - ja to zaznałam. Wtedy nie myślałam racjonalnie. Gdybym mogła cofnąć czas... Zachowałabym się inaczej. Ale czasu nie cofniemy. I choć teraz jest jak jest, a niektórych decyzji żałuję...
Może zanim dokończę to zdanie, to opowiem pewną historię. Historię mojego życia. Lubię do tego wracać. Bo to od pierwszego spotkania się zaczęło. Od pierwszego spojrzenia... Od jednego człowieka...
-Dzień dobry. Można się dosiąść?-z czytania mojej ulubionej powieści wyrwał mnie głos. Męski głos. Nie zawsze się to zdarzało. A w zasadzie prawie nigdy. Szczególnie, kiedy czytałam.
-T-tak. Proszę-za jąkałam się. Byłam onieśmielona. Spojrzałam w górę. Moim oczom ukazał się chłopak, na moje oko miał jakieś 24-25 lat. Miał bujną blond-czuprynę w artystycznym nieładzie. Choć włosy, można by rzec ,,żyły własnym życiem" to dodawały mu uroku. I jeszcze jego oczy... Pierwszy raz widziałam tak mocno czekoladowe. Kiedy tylko dosiadł się do mnie znów pochłonęłam się w lekturze. W zasadzie nie czytałam, bo jego obecność mnie rozpraszała i krępowała, dlatego moje ruchy były ograniczone.
-Co czytasz?-spytał po chwili. Przeniosłam wzrok z książki na niego, po czym odpowiedziałam:
-,,Duma i Uprzedzenie"-powiedziałam nieśmiało po czym znów przeniosłam wzrok na czarne litery.
-Ciekawy tytuł-odpowiedział po chwili. Długo zastanawiałam się, co zrobić w takiej sytuacji. Spłoszona jednak... Uciekłam. Wstałam szybko z ławki i ku jego zaskoczeniu szybkim krokiem skierowałam się do domu. Znajdował się jedynie parę ulic dalej, więc z dotarciem nie było problemu.
<Dwa dni później>
Jak codziennie przyszłam na swoją ulubioną ławkę. Usiadłam i zagłębiłam się w lekturze, której nie zdołałam jeszcze przeczytać po raz kolejny. Tę książkę znałam na pamięć i co jakiś czas do niej wracałam. Uwielbiałam ją czytać. Zresztą ogółem lubiłam czytać, przez co ludzie uważali mnie za dziwaka. Ale co ja zrobię?
Zawsze wyobrażałam sobie, że na miejscu głównej bohaterki jestem ja i to ja przeżywam tę przygodę. Ale kim byłby mój ,,książę z bajki"?
-Cześć-powiedział znajomy mi głos. Podniosłam głowę znad lektury.
-Znów ta sama książka?-spytał blondwłosy nieznajomy.
-Tak-odpowiedziałam śmielej.
-Wcześniej jak tak szybko uciekłaś nie miałem nawet okazji spytać się ciebie, jak masz na imię-powiedział i dosiadł się do mnie. Po chwili ukazał szereg białych ząbków.
-To chyba nie będzie ci potrzebne-powiedziałam.
-A niby czemu?-spytał.
-Widzę cię drugi raz w życiu na oczy i sądzę, że ostatni-powiedziałam pewnie.
-A ja bym nie był tego taki pewien. Być może będziemy się nawet widywać codziennie. Przypuszczam, że to twoja ulubiona ławka, a to twoja ulubiona książka-wskazał palcem na moją lekturę-Więc sądzę, że przychodzisz tu codziennie z przyzwyczajenia bądź dla relaksu. Chyba, że masz po prostu takie hobby-powiedział z uśmiechem.
-Relaks, hobby, pasja... Lubię czytać-powiedziałam i spojrzałam mu w oczy.
-I lubisz tu przychodzić, prawda?-spytał.
-Owszem. Uwielbiam to miejsce-odpowiedziałam.
-Czyli widzisz. Odkąd się tu przeprowadziłem, a jest to czas dwóch dni, od razu polubiłem to miejsce i postanowiłem, że będę tu przychodził bardzo często. Podoba mi się tu, że jest spokojnie-powiedział ponownie się uśmiechając.
-Tylko dlatego, że jest tu spokojnie?-dopytałam pewna, iż zaraz zacznie mówić o pięknej roślinności, którą każdy się zachwyca, przychodząc tu.
-Prawdę mówiąc dlatego, że mam nadzieję, że cię będę tu spotykał-powiedział, a ja się lekko zarumieniłam.
-Ross-powiedział wyciągając rękę ku mnie.
-Laura-odpowiedziałam z uśmiechem.
Tak właśnie wyglądało nasze poznanie się. Wtedy wydawał się być romantyczny. Nawet bardzo. W końcu nie codziennie słyszysz tekst: ,,Prawdę mówiąc dlatego (mam zamiar tu przychodzić), że mam nadzieję, że cię będę  tu spotykał".
Pierwszy raz w życiu spotkałam tak romantycznego faceta. Dlatego W bardzo szybkim czasie zostaliśmy narzeczeństwem, a już wkrótce - małżeństwem.
Oczywiście zazwyczaj na tym kończą się historyki. Ale nie ta. Ta się dopiero zaczęła...
Na pewno nikomu nie jest obce pojęcie ,,biznesmen". Otóż Ross, mimo młodego wieku, był właśnie takim człowiekiem. Miał smykałkę do interesów. Firmę odziedziczył po zmarłym ojcu. Matka zmarła przy porodzie, dlatego on odziedziczył tę firmę.
Oczywiście jako człowiek o wysokiej pozycji często był zapraszany na jakieś bankiety czy ,,imprezy" na których wszyscy tylko siedzieli, rozmawiali przy wykwintnej kolacji oraz od czasu do czasu - żartowali.
Czułam się jakby Ross ożenił się ze mną tylko dlatego, abym sprzątała mu dom, gotowała, dbała o niego, pomagała i oczywiście - chodziła z nim na bankiety jako osoba towarzysząca.
Ja oczywiście kochałam Rossa. Ale jego chłodny ton, po małżeństwie, w stosunku do mnie wyrażał, że on chyba nie czuję do mnie tego samego. Miałam wrażenie, że jest ze mną dla interesu i dla wyżej wymienionych rzeczy.
Mój tata był oczywiście zachwycony nowym zięciem. Biznesmen, zaradny, bogaty... I w dodatku wziął za żonę jego ukochaną córeczkę. Za to mama była oczywiście również tak bardzo nim zachwycona jak ojciec. Przecież Ross, przy rodzicach zachowywał się zupełnie inaczej. Był miły, żartował, często mnie przytulał i całował w policzek - czego nie robił w domu. Ja nie miałam najmniejszego zamiaru mówić rodzicom o tym, jaki Ross jest w stosunku do mnie poza bankietami i domem rodziców. Dlatego prowadziła ich błoga nieświadomość, taka, jak mnie na początku spotkania.
Ale ja nie mogłam się z nim rozwieść. Ja go kochałam i nie zniosłabym jego widoku z inną.
Pewnego dnia na bankiecie przy stoliku razem z nami siedziała Lisa i jej mąż David oraz kilka innych osób. Lisa przyjaźniła się ze mną, odkąd byłam z Rossem. To jego jedyna kuzynka.
-A jak wam się żyje?-spytała. Ja i Ross byliśmy już trzeci rok małżeństwem.
-Jakoś leci. Świetnie się z Laurą dogadujemy-powiedział Ross po czym musnął mój policzek. Oczywiście nie obyło się bez komentarzy jacy to ,,słodcy nie jesteśmy".
-A wam?-spytałam Lisę.
-Przecież wiesz, że David jest spełnieniem moich marzeń-odpowiedziała i złapała jego dłoń. David zawsze był kiepskim aktorem, więc można było po nim poznać wszystko. Widać było jednak, że bardzo kocha Lisę. Uwielbiał jej towarzystwo i traktował jak przyjaciółkę. Razem byli idealną parą. Zresztą Lisa zrobiłaby dla niego wszystko. Kochała go i to bardzo.
-A nie myśleliście czasem o dzieciach?-spytała mnie Lisa. Ross się zakrztusił alkoholem, który właśnie pił.
-Dzieciach?-spytał Ross kiedy już przestał kaszleć.
-No tak. Jesteście już trzy lata po ślubie, to teraz przydałby się potomek, który kiedyś odziedziczył by po tobie firmę-powiedziała Lisa.
-Wy też nie macie dzieci-dodałam po chwili, kiedy zauważyłam, że Rossowi nie leży temat o dzieciach. Tak było zawsze - ktoś co powiedział, co nie spodobało się Rossowi, to ja zawsze aby uszczęśliwić męża zmieniałam temat, lub odwracałam kota ogonem.
Lisa i David popatrzyli ku sobie z uśmiechem. David mocno ją objął jedną ręką, a drugą złapał jej dłoń.
-Mieliśmy poczekać z tym do innej okazji, ale powiemy wam teraz-ja i Ross zdziwieni popatrzyliśmy na siebie.
-Jestem w ciąży!-powiedziała z uśmiechem. Ja udawałam euforię, a Ross patrzył z otwartą buzią.
-Widzicie? Jestem w pierwszym miesiącu. A gdyby Lau zaszła teraz w ciążę dzieci chowałby się razem-powiedziała Lisa zwracając się do Rossa.
-Wiesz, my raczej nie jesteśmy goto...-zaczęłam, ale Ross mi przerwał.
-To nie jest głupi pomysł-uśmiechnął się.
-Że co?-spytałam zaskoczona.
-No zobacz skarbie - kuzynostwo wychowywało by się razem. Lisa przecież mieszka niedaleko-złapał moją dłoń.
-Dwa domy od nas-powiedziałam przewracając oczami.
-No widzisz?-uśmiechnął się do mnie.
-No może...-zaczęłam. Po chwili wylądowałam w jego ramionach. Przytulił mnie. Pierwszy raz publicznie, ale nadal nie widać było w tym ,,przytulasku" czułości. Ross chyba nigdy nie okazywał mi uczuć. I coś czuję, że tak będzie dalej, do końca - pomyślałam sobie...
I tak właśnie stało się, że zaszłam w ciążę. Urodziłam wcześniaka. Był to chłopczyk. Nazwaliśmy go Bradley. Miał całą czarną czuprynkę. Był słodziutki. Teraz Ross nie chodził na bankiety. Stwierdził, że beze mnie nie ma tam sensu chodzić i zostawał z Bradleyem. Lisa urodziła za to Zacka. Byli w jednym wieku. Między nimi panowała różnica 3 dni, ponieważ Zack urodził się w terminie.
Po porodzie czułam się jakoś dziwnie. Miałam zawroty głowy, bóle brzucha... Ross twierdził, że wszystko jest okey, dopóki nie zemdlałam i nie pojawiłam się w szpitalu...
*Oczami Rossa*
Kiedy Laura trafiła do szpitala naprawdę się o nią martwiłem. Bradley został pod opieką Lisy. Ja postanowiłem zostać z Laurą. W szpitalu.
-Pan Ross Lynch?-spytał mnie lekarz.
-Tak. To ja. Co z żoną?-spytałem zaniepokojony.
-Pani Laura ma ciężką chorobę serca. Ludzie zazwyczaj chorzy na nią... Umierają-powiedział, a ja czułem jak słona ciecz wydostaje się spod mych powiek i spokojnie spływa po policzku.
-Czy ktoś to w ogóle przeżył?-spytałem łkając.
-Na sto przypadków... Dwie osoby-powiedział lekarz po czym ruszył do jakiejś sali. Rzucił tylko krótkie ,,przykro mi".
W dzieciństwie zawsze byłem traktowany oschle. Może dlatego, że wychowywałem się bez matki, a dla ojca najważniejsza była praca.
Ojciec poprosił przed śmiercią, abym szybko się ożenił i sam nie prowadził firmy. Twierdził, że mam być też szczęśliwy, a na bankiety zawsze można bawić się fajnie w towarzystwie żony. Mówił, że matka była dla niego przyjaciółką i najpiękniejszą kobietą. Myślałem dotychczas, że muszę po prostu znaleźć ładną kobietę.
Kiedy ujrzałem Laurę wtedy w parku... Pierwszy raz widziałem tak śliczną i nieśmiało dziewczynę. Inne to były plastiki, które zrobiłyby wszystko dla kasy. Ale Laura... Ona nie. Ona była inna. Mimo to, jakoś nawet po małżeństwie jej chyba nie kochałem. Bardziej byłem do niej przywiązany.
Ale teraz... Teraz zdałem sobie sprawę, jaka jest dla mnie ważna. Zawsze przy mnie była znosiła moje ,,humory" i moją znieczulicę na uczucia. Broniła mnie na bankietach, a rodzicom nigdy się nie skarżyła.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że ją kocham. Nie tylko jak przyjaciółkę, ale jak wybrankę mego serca. I zrobię wszystko, by ona również mnie kochała.
<Kilka dni później>
Dziś jest decydujący moment. Jeżeli po odłączeniu aparatury Laura się obudzi ze śpiączki i będzie normalnie funkcjonować, to będzie cud. Tylko dwie osoby na sto przeżyły coś takiego. Dlatego teraz kiedy patrzałem na jej bezwładne ciało, podłączone do kilkunastu kabelków... Aż mnie coś za serce chwytało. jej rodzice też ją odwiedzali. Lisa i David również. Ale czułem, że to ja martwię się najbardziej, a jeżeli ona nie przeżyję... To Brad zostanie bez opieki...
-Maska tlenowa, szybko!-krzyczał ktoś z sali. Spojrzałem w tamtą stronę. Chodziło o Lau... Robili jej reanimację i wstrząsy... Podawali tlen... A serce co chwilkę jakby się ,,uruchamiało" po czym znów gasło...
-Straciliśmy ją...-usłyszałem załamany głos lekarza. Wbiegłem do sali.
-Panie Rossie... Tak mi...-kiedy lekarz wypowiadał te słowa podbiegłem do ciała brunetki. Chwyciłem ją za rękę i przycisnąłem do swojego serca.
-Skarbie. Obudź się... Jesteś mi potrzebna... Jesteś nam potrzebna... Kochamy cię, a Bradley potrzebuje mamy... Czujesz? Moje serce... Ono bije tylko dla ciebie, bo cię kocham... Bo cię kocham...-rozpłakałem się. Przytuliłem ją do siebie. Jakiś lekarz mnie po chwili odciągnął.
Wszystko wskazywało na jej śmierć. Ale jej serce nie dawało za wygraną.
-To niemożliwe-powiedział jakiś lekarz.
<Miesiąc później>
Napisałem do Laury list o moich uczuciach oraz o tym, że ją przepraszam. Prosiłem w nim o wybaczenie i mam nadzieję, że tak będzie. W końcu zraniłem ją i nie wiem, czego mam się spodziewać. A chciałbym dla niej jak najlepiej. Mam nadzieję, że wróci do mnie. Do Bradleya... Do rodziców i rodziny... Bo ją kocham. I szkoda tylko, że uświadomiłem to sobie dopiero teraz.
<Dzień później>
{Wypis Laury}
Dziś Laura miała wyjść ze szpitala. Miałem po nią pojechać, więc nasz mały synek został pod opieką Lisy. W sali, do której miałem wejść by odebrać Laurę zastałem same walizki. Na walizkach była kartka:
,,Wróćmy do początku"
Domyśliłem się, że to odpowiedź na list. Mimo to, nie wiedziałem co oznacza ,,Początek" w jej wydaniu. Z tym zwróciłem się do Lisy...
-Nic ci to nie mówi?-spytała.
-Jeżeli ona chce wrócić do początku, to może nie chce mnie znać?-spytałem załamany. Brad właśnie zasnął.
-Napisała ,,wróćmy". Liczba mnoga-powiedziała Lisa.
-Ale ja za nic nie wiem co to ten początek.
-Skojarz sobie!-powiedziała-Nie wiem... Pierwszy pocałunek? Miejsce oświadczyn? Pierwsze spotkanie? Miejsce ślubu...-dalej jej nie słuchałem.
-Pierwsze spotkanie! No tak! Dzięki Lisa. Jesteś genialna!
Teraz tylko zostało mi znaleźć Laurę.
Park. Ławka. Książka - te rzeczy krążyły w mojej głowie, kiedy pomyślałem o pierwszym spotkaniu. I rzeczywiście. Kiedy tylko wszedłem do parku zauważyłem na ziemi książkę: ,,Duma i Uprzedzenie". Spojrzałem przed siebie. Na tej samej ławce siedziała Ona - piękna brunetka o kasztanowych oczach i o pięknej zarumionej cerze.  Podszedłem bliżej w ręku trzymając książkę, którą podniosłem.
-To pani?-spytałem i spojrzałem w jej oczy. Uśmiechnęła się delikatnie.
-Tak, dziękuję-powiedziała moja ukochana.
-Ciekawy tytuł-powiedziałem znów się uśmiechając.
-Często pani tu przychodzi?-spytałem nie odrywając od niej wzroku.
-Możliwe-cały czas się do siebie uśmiechaliśmy.
-W takim razie będę tu przychodził też codziennie, aby móc na panią popatrzeć-powiedziałem.
-Jestem aż tak interesującym obiektem? Wiele pięknych dziewczyn dookoła-powiedziała pokazując palcem.
-Możliwe. Ale jest tu jedna, jedyna... Najpiękniejsza, najmądrzejsza i wyjątkowa. Przy niej wszystkie wyglądają tak samo. Jak z różami w ogrodzie - kiedy upatrzysz sobie jedną to ona będzie dla ciebie inna, wyjątkowa i niepowtarzalna. Bo jest twoja. A inne są nieważne-powiedziałem, a ona się zarumieniła.
-Kochasz mnie?-spytała nie pewnie.
-Słowa nie opiszą mojej miłości do ciebie-powiedziałem po czym złączyłem nasze usta w pocałunku.
*Oczami Laury*
Jesteśmy szczęśliwym teraz małżeństwem i wychowujemy 5-letniego Brada. Jak już wspomniałam na początku tej historii...
Cofnęła bym czas. Ale czemu? By wtedy nie uciec od Rossa i poznać go bliżej. By od razu mu powiedzieć o miłości jaka go darzę.
I choć teraz jest jak jest, a niektórych decyzji żałuję... To nigdy nie będę żałowała mojego małżeństwa, mojej miłości. Bo nigdy nie żałuje się czegoś, co kiedyś sprawiało nam radość. I nadal sprawia.

5 komentarzy:

  1. Napisałam ci już notke na Dark.. OSA pamiętam , ale jest jakby odnowiony i taki ,,nowy" lubię do tego powracać!:*:*:*;*:*

    One Shot 4 to... Kurde nie pamiętam!

    Ale ty pamiętaj,że cię wspieram,:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmm... Takie rzeczy to ja lubie. Prosze nie kończ Dark, bo jest świetny. A co do OS to jest Cudo!
    Pozdrawia Cukierkowy

    OdpowiedzUsuń
  3. OS jest super!! :D
    I nie kończ z tamtym blogami bo są świetne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Popieram wszystkich na górze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten os jest jednym z moich ulubionych! Kocham go. ❤
    Tylko proszę cię zastanów się nad tą decyzją. Ten blog, dark i dreams są w moich zakładkach na telefonie i wchodze na nie kilka razy dziennie by sprawdzić czy jest rozdział. Dobra przyznam się, że nie komentuje zawsze i to prawda, że z małego lenistwa! Ale postaram się zmienić i kurde będę komentowała wszystko co dodasz! Także ten nie usuwaj blogów i nie zmarnuj cudnych historii i swojego talentu. A talent to masz niesamowity dziewczyno *-* Życzę ci kurde jak najwięcej weny! Czekam na rozdziały na innych blogach i kolejnego osa na tym :***

    OdpowiedzUsuń